9/02/2010

Turcja - Oludeniz - wrzesień 2010



   Tym razem zapraszam na Wybrzeże Egejskie do Turcji.


   Mamy w Turcji ulubiony hotelik, mały,  niepozorny, z niewielkim basenem. Hotel Pink Palace. Gdyby zerknąć na opinie na Holidaycheck czy Tripadvisor ocenę miałby słabą - bo to nie jest luksusowy hotel, ale ma to coś. Przynajmniej kilka lat temu miał :) Pokoiki skromne, małe, jedzenie byle jakie, ale nikt głodny nie chodził. Za to ludzie tam pracujący BOMBA! lokalizacja super! Kiedyś alfastar miał ten hotel w ofercie, teraz już niestety żadne biuro nie ma tego hotelu. Jest po prostu za słaby ;) Byliśmy tam dwa razy z córkami.





Restauracja pod zadaszeniem



i niewielki basen, w którym spokojnie moja rodzinka mogła troszkę poszaleć :)





Przy basenie jest również namiastka baru ;) tam można było skorzystać z wifi




   Hotel położony jest na wzgórzu między Oludeniz, a Hisaronu. Położenie jest fajne, ponieważ Oludeniz położone jest w takiej jakby niecce...jest tam duszno, nie ma wiatru. Nasz hotelik leżał wyżej i czuć było przyjemne powiewy :) Do Oludeniz można dojechać dolmuszami, którę jeżdżą co chwilę i kosztują niewiele. Natomiast do centrum Hisaronu mieliśmy dosłownie parę minut spacerkiem. Codziennie tam chodziliśmy, miasteczko bardzo wesołe - ogólnie imprezownia! :)







Plaża hotelowa, czyli miejsce gdzie nie płaciło się za leżaki /bo za parasol już trzeba było/ położona była w zatoce za cyplem...było tam jak nad jeziorem. Pojechaliśmy tam tylko raz, potem już rozkładaliśmy się na cyplu :)














Tak wygląda plaża od strony morza...ludków trochę tam było ;)




Na głównej plaży lądowali Ci, którzy zdecydowali się na paragliding :)



   W miejscowym biurze wykupiliśmy wycieczkę Jeep Safari, Rejs po zatoce, Quady, Rafting i oczywiście Paragliding :) 

   Pora na jeep safari. Przyjechał po nas otwarty jeep, podjechaliśmy na miejsce zbiórki i jedziemy :)
Pierwszy przystanek to podziwianie wykutych w skałach grobowców. Warto tam wybrać się samemu i dokładnie spenetrować rejon Tlos - bardzo ciekawa historia i sporo do zobaczenia





   Mam bardzo mało zdjęć z tej części wycieczki :( Następnie przewidywany był lunch w Yakaparku - miejsca słynącego z hodowli pstrągów








Co niektórzy wskakiwali do lodowatej wody ;)



Następnie przejechaliśmy na kąpiele błotne tuż obok wąwozu Saklikent







Tutaj jeszcze wszyscy czyści


I zaczyna się smarowanko ;)



Potem błotko trzeba było zmyć w rzece, w lodowatej wodzie! ;)



Nurt był niesamowity! Mojej córce porwało klapka...




   Idziemy do Wąwozu Saklikent - dla mnie to cud natury! :) Wąwóz ma ok. 300 m wysokości i 18 km długości z czego niewielka tylko część jest udostępniona dla turystów. Najwięcej wrażeń dostarczyła przeprawa przez rwący strumień z piekielnie zimną wodą.







   Ciężko chodzić w klapkach kiedy woda tak zasuwa ;) Buty do wody zostały w hotelu. Na miejscu  można wypożyczyć buty...takie niby gumowce ;)





   Do końca wąwozu nie doszliśmy :( Było za mało czasu

   Wracając zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, nasze samochodziki musiały się umyć, a my mogliśmy zrobić zakupy i odświeżyć się w basenie, który był na tyłach stacji.
   Na tej wycieczce było jednak coś jeszcze. Wybitnie radosna atmosfera :) Wszyscy bawili się doskonale - kierowcy naszych jeepów równie dobrze, jak ich pasażerowie. Żeby dobrze się bawić trzeba było spełnić jednak jeden warunek - schować głęboko do plecaka wszystkie źle znoszące wodę rzeczy i pogodzić się z faktem, że przez cały dzień będzie się mokrym. Kto nie lubi wody, niech z tej wycieczki lepiej zrezygnuje. W czasie podróży odbywa się regularna bitwa wodna. Oblewają się wszyscy: pasażerowie jeepów między sobą, turyści mieszkańców okolicznych wiosek, mieszkańcy turystów. Trzeba przyznać, że walka była nierówna. Mieszkańcy okolicznych wiosek dysponowali wiadrami, wężami i z radością wykorzystywali ten oręż przeciwko turystom. A my mieliśmy tylko butelki po wodzie mineralnej...Piski, chlapanie- nasz Śmigus Dyngus nie może konkurować z tym prysznicem, jaki fundują Turcy turystom;) Piski piskami, ale w upalny dzień taka kąpiel podczas przejeżdżania przez wioski chyba nikomu nie przeszkadzała.


   Kolejną naszą wycieczką był rafting po rzece Dalaman i będę go WSZYSTKIM polecać! :) REWELACJA!!! Busik odebrał nas z hotelu i pojechaliśmy wysoko w góry do bazy. Oczywiście na początku szkolenie, śniadanie i każdy dobierał sobie sprzęt: kapok i kask.



W każdym pontonie był oczywiście sternik. Na tym zdjęciu go widać :)


Po śniadaniu, z całym sprzętem znowu zapakowaliśmy się do busów i pojechaliśmy jeszcze wyżej. Dziwnie jechało się z pontonami i wiosłami na dachu ;) 
A nad rzeką mały instruktaż i płyniemy! :) Sam rafting trwa ok. 3 godzin, oczywiście są wywrotki, częściowo zaplanowane, ale nie tylko ;) Pokonuje się kaskady i progi wodne o różnej skali trudności...podobno 3, 4 stopień ;) Widoki są przepiękne, ale zabrać ze sobą aparat, nawet wodoodporny to ryzyko. Pod koniec przepływa się pod starożytnym mostem Akkopru. Tak  to wyglądało/ :)







Po jakimś czasie zrobiliśmy sobie przerwę. Odważni mogli poskakać z klifu :)




Wróciliśmy z tej wycieczki bardzo, ale to bardzo zadowoleni i za każdym razem kiedy jesteśmy  w Turcji staramy się wziąć w nim udział :)

Kolejną wycieczką, na którą wybraliśmy się był rejs...nie pamiętam już ile wysp obejmował - są różne wersje :) i to był wspaniały dzień! Wysokie góry i morze to połączenie, które ciągle robi na mnie duże wrażenie.  

I znowu busik odebrał nas z hotelu i pojechaliśmy na główną plażę w Oludeniz.



Widok na główną plażę ze statku


   Płynęliśmy sobie spokojnie wzdłuż górzystego wybrzeża. Nad naszymi głowami radośnie fruwali Ci, którzy zdecydowali się na wykupienie paraglidingu. Na niebie pełno było kolorowych punkcików. 
   I pierwszy przystanek - Dolina Motyli :) zatrzymaliśmy się w odciętej od świata przez strome zbocza górskie Dolince (wspaniałe widoki i jeszcze wspanialsza kąpiel). 
Tu uwaga dla wyczynowców: jest zejście do tej doliny od strony lądu, ale trzeba mieć odpowiednie obuwie, momentami wspomagać się liną.




Popluskaliśmy się tam i popłynęliśmy dalej. Przystanków było więcej - to był taki relaksujący rejsik.




Był też czas na zabawę :)






Pływało się fajnie, ale pora wracać. Odstawili nas w to samo miejsce, z którego wypływaliśmy - na plażę Oludeniz.

A teraz pora na wisienkę...;) Paragliding :)))))
Ja oczywiście jestem cykor - pewnie zemdlałabym już na początku lotu, ale moja córka Ania i mąż nie mogli się doczekać :) Samochód jak zwykle przyjechał pod hotel i pojechali wysoko w góry. Skacze się  z góry Babadag - 1950 m npm. Mąż opowiadał, że już podczas jazdy samochodem kręciło mu się w głowie, a jak instruktor zapinał go w tą uprząż to chciał zrezygnować, ale tak szybko się wszystko potoczyło....














Szczęśliwie wylądowali, na plaży i byli zachwyceni!

Zostały nam jeszcze quady. Tak jak za każdym razem, busik odbiera nas spod hotelu i jedziemy do siedziby firmy. Krótki instruktaż, próba na zamkniętym terenie i w drogę! 









Fajna wycieczka, można miło spędzić popołudnie. Mąż z córką ponurkowali sobie jeszcze i tak minęły nam dwa tygodnie. Szału pod wodą nie było.





Turcję lubię, Turcja mi się podoba :) Jeśli miałabym porównać Riwierę Turecką i Wybrzeże Egejskie - zdecydowanie bardziej podoba mi się Egejskie. Zresztą...każdy region ma swoje do zaoferowania, ale widoki w okolicy Oludeniz są naprawdę prześliczne. Zdjęcia...te moje marne zdjęcia nie są w stanie tego pokazać. Turcję polecam każdemu! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2017 Wojaże Słowików