8/20/2021

Leniuchowanie na Zanzibarze - lipiec 2021

 Kilkudniowe safari jest świetną przygodą, ale jest też bardzo męczące. Chcieliśmy kilka dni odpocząć i po prostu nic nie robić, nic nie musieć. 


    Za radą naszej organizatorki Ani, wybraliśmy Hotel Visitors Inn. To nie jest miejsce dla wielbicieli luksusowych kurortów, jest to raczej kameralny hotelik, położony przy plaży Jambiani, w pełni muzułmański.

    Właściciel hotelu Archie wyjechał po nas na lotnisko i zaproponował, że zawiezie nas do sklepu z alkoholem na zakupy. Ponieważ hotel jest muzułmański - alkoholu nie można w nim kupić. Można natomiast zapasy przywieźć ze sobą i z piciem nie ma problemów. Zaopatrzeni w piwko i colę możemy rozpocząć nic nie robienie :)

Hotel położony jest przy plaży Jambiani, jak dla mnie miejscówka super!

    Pokoje urządzone skromnie, ale wystarczająco. Jest lodówka, wszędzie czysto - czego chcieć więcej?




autor zdjęcia - Małgorzata Matuszak



    Ocean w tym miejscu charakteryzuje się bardzo dużymi pływami. Co ok. 6 godziny woda ucieka na kilkaset metrów :).




    W czasie odpływu możemy obserwować kobiety, które pracują przy zbiorze alg.










Mężczyźni też pracują







Czy to w Kenii czy Tanzanii, życie toczy się bardzo powolutku ;)


    Nikt się nie spieszy, mieszkańcy do wszystkich swoich obowiązków podchodzą z właściwą sobie dozą luzu. Tam, na Zanzibarze baaardzo mi to odpowiadało :)) Nie wiem co się stało, nic mnie nie bolało, ale nagle zaczęłam gorączkować. Przez 4 dni przez cały czas zbijałam gorączkę tabletkami. Być może złapałam jakąś mutację Corony? Nie mam pojęcia co to było, zaczęłam się lepiej czuć dopiero pod koniec pobytu na Zanzibarze. Ominęło mnie przez to część atrakcji, które planowaliśmy zobaczyć, ale właśnie ten panujący wokół spokój bardzo mi wtedy odpowiadał. Nie pojechałam do Stone Town, nie widziałam starego miasta i tego najbardziej żałuję. Jeśli chodzi o wycieczki to akurat w tym hotelu można pogadać z szefem /Archie/ i on wszystko zorganizuje. Zapytał się kiedyś czy chcemy pójść na lokalną kolację - jasne, że chcemy! Umówiliśmy się na konkretny dzień, godzinę, zapłaciliśmy po 10$ i czekaliśmy na kierowcę pewni, że będziemy gdzieś jechać. Nasz driver przyjechał na skuterku :)) i pokazał: chodźcie za mną. Śmialiśmy się przez całą drogę :)) Goniliśmy za tym skuterkiem przez wioskę Jambiani, aż doszliśmy do "restauracji" Karibu :))






Oto właściciel Hussain


    Szok - prawda? Dlatego słowo "restauracja" napisałam w cudzysłowiu ;) Hussain przygotował dla nas 7 potraw i powiem Wam, że to co przygotował to poezja smaku!!! REWELACJA! Wszystko było przepyszne. To nic, że każdy z nas miał inny talerz - każda z potraw smakowała nieziemsko! Nie pamiętam wszystkich potraw, ale na pewno była fasola w czymś tam...to najbardziej wszystkim smakowało, było coś podobnego do naszego bigosu z młodej kapusty, był ryż z krabami, sałatka z krewetkami...nie pamiętam co jadłam, ale pamiętam, że się zachwycałam :)) Do tego sok z wielu składników /pamiętam, że w składzie było mango, sok z baobabu i wiele innych/. 10$ to niedużo za tak sytą kolację. 
Po jedzonku szef chodził z dzbankiem wypełnionym wodą, miseczką i można było umyć ręce :)
Nikt nie cierpiał później na żadne problemy żołądkowe :) U Hussaina wystarczy zamówić kolację dzień wcześniej lub w danym dniu - 4 godziny przed planowanym posiłkiem. Jeśli ktoś będzie w Jambiani to naprawdę szczerze polecam wybrać się na taką lokalną obiadokolację. 
    W naszym hotelu nie polecam jedzenia. Śniadanie bardzo monotonne i bardzo skromne, obiad czy kolacja - mi nie smakowało. Najczęściej chodziliśmy do Lost Soles - to świetna knajpka z bardzo dobrym jedzeniem tuż przy naszym hotelu. 




    Właściciel codziennie szedł spory kawałek z taczką i sprzątał plażę. Ze znalezionych butów zbudował totem :)


    Bardzo chciałam zobaczyć The Rock Restaurant. Tyle zdjęć tego miejsca się naoglądałam! Umówiliśmy się z kierowcą i pojechaliśmy :) Jeszcze przed wyjazdem wypytywałam znajomych o tą atrakcję i wszyscy twierdzili, że zobaczyć - ok, ale nie jeść tam! Podobno jest drogo i niezbyt smacznie. 


  Domek zbudowany jest na skale, w czasie odpływu idzie się do niego normalnie, natomiast podczas przypływu wraca się już brodząc w wodzie. To taka atrakcja. Pooglądaliśmy domek ze wszystkich stron, natomiast na posiłek wybraliśmy się do knajpki na przeciwko i wszystko tam było smaczne!




Domek położony jest przy plaży Pingwe


    Wybraliśmy się też na wycieczkę Blue Lagoon. Najpierw prawie godzinę jechaliśmy do wybrzeża, z którego wypłynęliśmy tradycyjną łodzią w kierunku wyspy Kwale. Niestety, akurat wtedy zaczęły się objawy mojej choroby i niezbyt dobrze wspominam ten dzień. Było mi przeraźliwie zimno, wysokie fale zalewały mi oczy - marzyłam tylko żeby się ten rejs skończył! Kiedy moi znajomi snurkowali, ja owinięta ręcznikiem siedziałam w łodzi. Na wyspie poczęstowano nas pysznymi owocami morza.






    Na wyspie króluje oczywiście komercja, można zakupić różne pamiątki.



    Rośnie tam baaardzo stary baobab :)




    Po przerwie na wyspie wpłynęliśmy do laguny, którą otaczają formacje skalne. Można było oczywiście wskoczyć do wody.




    Powrót to już była gehenna - bardzo wysokie fale zrobiły swoje, nasze żołądki nie wytrzymywały :)

    I to już wszystkie atrakcje jakie mogłam zobaczyć na Zanzibarze - mało! O wiele za mało! Czuję niedosyt bo wiem, że nigdy tam już nie wrócę. Byłam tam 8 dni, a nie skorzystałam z tego co mogłam zobaczyć. Dobrze, że byli ze mną znajomi - wspaniała ekipa!!! 💗 I bardzo, ale to bardzo dziękuję im za to, że ze mną byli bo dzięki im ten wyjazd był niezapomniany! :)) Pod koniec pobytu zaczęłam dochodzić do siebie, ale niestety - to był już koniec moich wakacji.




2 komentarze:

Copyright © 2017 Wojaże Słowików