2/08/2015

Kenia 2015 - Amboseli Nationale Park

   

    W lutym 2015 r. wybraliśmy się do Kenii. Tym razem była to podróż wykupiona w biurze podróży. 


   Dużo ludzi przed wyjazdem do Kenii z biurem ma takie dylematy:
Na safari w Kenii ludzi upychają do busików gdzie jest ciasno i  niewygodnie – prawda
W czasie jazdy okropnie się kurzy – prawda
W samochodach spędza się po np. 7 godzin dziennie – prawda
W Lodge często brakuje wody, wyłączają prąd – prawda
Jak na sawannie wydarzy się coś ciekawego to wszystkie busiki, jeepy pędzą na złamanie karku i obskakują zwierzę – prawda
Samolot czarterowy wynajęty przez Rainbow to tragedia, może nie sam samolot, ale ogólnie lot – prawda 
Skoro tyle minusów to czy warto tam w ogóle jechać z biurem i tak się męczyć? WARTO!!! Wróciłabym tam choćby jutro :)

   Pokażę Wam podróż do wnętrza Afryki, do jej duszy :) oczywiście będzie to moja „opowieść”, będą moje odczucia,  nie wszyscy muszą się ze mną zgadzać. Zdjęcia będą moje i mojego męża, jednak czasem zdarzało się, że turyści z innego busika mieli lepszy widok na dane zwierzę – wymienialiśmy się wtedy zdjęciami. Będzie też kilka filmików. W tych nagranych naszą kamerką   /w chwilach kiedy adrenalina skakała/ za bardzo się obraz trząsł, korzystaliśmy wtedy z filmików znajomego /miał lepszą kamerę/. 

    Po wylądowaniu w Mombasie od razu buchnęło w nas gorąco - jest dobrze :)  Za chwilę już nie było dobrze - zanim dojechaliśmy do Hotelu Mombasa Beach byliśmy cali obklejeni potem - masakra jakaś. Od razu poszliśmy na kolację - jedzenie było dobre, cola 150 szylingów. Zmęczeni, przepoceni weszliśmy do pokoju i... 



   Latały komary, było wilgotno, duszno, gorąco...klima poza głośnym warczeniem nie chłodziła nic,    a nic! Niby łóżka były osłonięte moskitierą, ale ciągle mi coś bzyczało nad uchem. Musicie mi uwierzyć na słowo - nie zmrużyłam oka! Może trafił nam się taki paskudny pokój, może mieliśmy pecha. Z tego wszystkiego nawet okna nie odsłoniłam, a ponoć był ładny widok na morze.
Chciałam stamtąd jak najszybciej uciec - pobudka zaplanowana była na 4 rano.
Zaczęłam przepakowywać rzeczy do miękkiej torby. Co zabrać ze sobą na te kilka dni? 
Pomyślałam sobie - skoro jest tak strasznie duszno i gorąco to po co mi dżinsy? Nie wysiada się       w parkach z samochodu - po co mi adidasy? A w ogóle po co mi te wszystkie ciepłe ciuchy? 
No i wybrałam się... z jednym polarkiem i bez pełnych butów!
Nie pomyślałam, że w Parkach panuje już inny klimat, jest chłodniej. Pojechałam źle przygotowana.
O 4 rano zaczęłam się zbierać, prysznic w takich warunkach był szybki ;) Nasza przewodniczka - Ania /bardzo fajna/ podzieliła nas na "busikowe" grupy. Poprosiłam ją żeby nas ulokowała z kimś    w miarę młodym - zapytała czy rocznik 1940 może być ;)
W końcu wylądowaliśmy w busiku z młodymi, świetnymi ludźmi i mam tylko nadzieję, że oni nie narzekali, że wsadzili ich ze starcami ;) Była nas piątka.
Mombasa jest brzydka, brudna, tłumy ludzi na ulicach, korki - nic ciekawego. Wstawię kilka zdjęć    z przejazdu do Amboseli. Siedziałam z nosem przy szybie bo już widać było czerwoną ziemię. Byłam zaskoczona, że zanim dojechaliśmy do Parku, już przy drodze pojawiały się zwierzęta



   Po jakimś czasie ciach prach! - złapaliśmy kapcia. Na prostej drodze...ciekawe co będzie jak wjedziemy w te szutrowe drogi :)



   Cała nasza grupa jechała w 4 busikach - było nas dużo. Jeśli jeden z nich miał kłopoty, wszyscy pomagali :)
I tutaj poczułam pierwszy raz zapach Afryki. Skoro przymusowy postój to wiadomo - przerwa na fajkę i siusiu. Zbliżając się do krzaczków pachniało coraz bardziej /nie ekskrementami/ ;) Próbowałam ten zapach do czegoś porównać, coś mi chodziło po głowie, ale nie wiedziałam jeszcze co. Dopiero później w Parku kierowca zerwał gałązkę i dał nam powąchać - to było bardzo podobne do naszej mięty rosnącej w ogródkach, ale jednak inne. I jeśli chodzi o zapachy to własnie z tą niby miętą będzie mi się kojarzyć afrykańska ziemia :)


 Przejeżdżaliśmy między Parkami Tsavo - stąd czerwonawy odcień ziemi










No i tak jedziemy, jedziemy...przysnęło mi się ;) i nagle mąż mnie budzi: zobacz! nie śpij!







   WOW! żyrafy, zebry, a jeszcze nie wjechaliśmy do Parku! Obudziłam się natychmiast!
Na miejscu byliśmy po godz. 14. Można powiedzieć, że moje safari dopiero się rozpoczyna :)
Dojechaliśmy do Parku Amboseli - jednego z trzech, w których mamy szukać zwierzyny. .
Park bardzo mi się podobał - przeżyliśmy tam niesamowitą przygodę, a na zachętę pokażę krótki filmik


   Park Amboseli do tej pory kojarzył mi się przede wszystkim z Kilimanjaro i ze słonicą Echo              z programów przyrodniczych. Doczytałam, że wielkościowo ten Park zaliczany jest do średnich, chociaż ponad 300 km2 na mnie robi wrażenie. Słynie przede wszystkim z populacji słoni - jest ich ponad 1000. Nazwa parku „Amboseli” pochodzi prawdopodobnie od słowa „empusel”, co w języku lokalnego plemienia Masajów oznacza „słony pył”.
Zakwaterowano nas w Lodge Sentrim Amboseli wyposażonej w namioty. Lodge umieszczone jest na obrzeżach parku


   Lodge baaardzo mi się podobała! Namioty były super, w namiotach łazienki, małe tarasiki przed, elegancko, ale naturalnie. Wszystko mi się tam podobało! :) Jedzenie bardzo dobre, basen, wieczorem ognisko i śpiewający przy nim Masaje /Masajowie?/ Ale najlepiej było w nocy - odgłosy zwierząt niesamowite! Bardzo dobrze mi się tam spało - tam podobało mi się najbardziej!








Zwiedzamy dalej naszą miejscówkę, idziemy na basen



Z tego basenu pięknie widać Kilimanjaro, pod warunkiem, że się odkryje





Przechodzimy do restauracji




    Na terenie tej Lodge jest punkt widokowy na Kilimanjaro. W tym dniu góra nie była dla nas łaskawa, ale następnego dnia...









I jeszcze kilka zdjęć z okolicy Lodge











Nasz pierwszy game drive czeka :)  Po zjedzeniu obiadku i krótkim odpoczynku jedziemy do wnętrza Parku. Jeździliśmy 3 godziny, głowa mi chodziła na wszystkie strony



Wszędzie biegają pawiany, jest ich tam naprawdę bardzo dużo






No i ukochane zebry, słonie, antylopy - nie wiem które z nich bardziej lubię :)








Pokazały się żyrafy


I jedziemy dalej























Tak właśnie jeździliśmy


Słońce było coraz niżej







   Tego dnia - wracając nagle zakotłowało się przed naszym busikiem. Trzy gepardy goniły guźca.   Ten piszczał i uciekł w krzaki. Było mnóstwo kurzu, a wszystko działo się tak szybko, że nie udało się zrobić zdjęć. Lwów tego dnia nie widzieliśmy
Wieczorem można było posiedzieć przy ognisku lub jeśli ktoś wolał w barze. Grał tam na gitarze       i śpiewał miejscowy chłopak - nawet ładnie śpiewał ;) Tam właśnie pierwszy raz usłyszałam tą piosenkę, którą mąż podłożył do pierwszego filmiku.



Noc minęła "szybko" ;) spaliśmy jak zabici. Prąd miał być wyłączony ok. 22.30, nie gasiłam światła bo i tak przecież wyłączą - pobudka o 5 rano, a światło wciąż się świeci! Może nie wyłączyli...nie wiem. Szybkie śniadanie i jeszcze po ciemku wyjeżdżamy na kolejny Game Drive. Słońce wzeszło ok. 6
Od razu zauważyliśmy to! Przepiękną, majestatyczną górę







Niedługo po wyjeździe, w oddali zauważyłam szybko idące dzieci. Dwie postacie, wyglądające jak dzieci. Zapytałam przewodniczki czy też je widzi, była bardzo zaskoczona. Dzieci? W środku Parku? Jedziemy dalej i zobaczyliśmy lwa siedzącego nad zdobyczą


    Zatrzymaliśmy się. Okazało się, że lew zagryzł krowę masajską, a jak wiadomo: krowa dla Masaja to świętość. Masajowie mogą na obrzeżach Parków wypasać swoje bydło. Być może ta krowa oddaliła się od stada, a widziane dzieci jej szukały...nikt z nas nie wie jak było naprawdę. Dzieci na pewno szybko wracały do wioski opowiedzieć to zaszło.
Po chwili podjechał samochód ze strażnikami Parku, zatrzymał się niedaleko lwa. Skojarzyło mi się wtedy z wizją lokalną



    Staliśmy tak zaciekawieni gdy nagle z drugiej strony ktoś zauważył biegnących Masajów. Mieli ze sobą dzidy, meczety - wyglądało jakby biegli na nas! Oczywiście biegli zabić lwa, emocje były nieziemskie, kibicowaliśmy oczywiście lwu ;)





Lew godnie odbiegł truchcikiem, a strażnik tylko się przyglądał


    Stali tam długo, później zebrała się starszyzna i debatowali...krowę zabrali do wioski. Nasza przewodniczka wypytywała potem czy zabili lwa. Okazało się, że jeśli lew zabije np. krowę to Masaj ma prawo zabić tego lwa, ale tylko w danym momencie, w emocjach. Już po jakimś czasie tego zrobić nie może. W emocjach - tak, jako akt zemsty - nie :)
Dyrekcja Parku ma im odkupić krowę albo zapłacić równowartość.
Lepiej te emocje widać na filmie


   Apetyt rośnie w miarę jedzenia i wiecie co... później widzieliśmy lwice, które leżały sobie                  i odpoczywały. My zatrzymaliśmy się i czekamy...i czekamy....raz się jedna przeciągnie, za jakiś czas druga i nic - nuda! Hehe - w końcu ktoś się odezwał: kurcze, mogłaby któraś wyruszyć na jakieś polowanie. Myślę, że każdemu po głowie coś takiego chodziło, ale tylko jeden powiedział to głośno :)
Taka jest natura, zwierzę żeby przeżyć musi polować, a człowiek pragnie adrenaliny i już. Takie emocje bardzo ciężko opisać, inaczej myślę oglądając film przyrodniczy w tv, inaczej jak jest się świadkiem tych wydarzeń





Potem zobaczyliśmy szakala, jakiś taki mały był... ;)


no i żyrafki





    Słońce chyliło się ku zachodowi, zaczęliśmy się żegnać z Amboseli. Jutro rano opuszczamy to miejsce i kierujemy się do Lake Nakuru
Jak na wieczór przystało, kilka "zachodowych" fotek




   Jeśli miałabym podsumować pobyt w Parku Amboseli to właśnie tam podobało mi się najbardziej! Lodge Sentrim Amboseli jak najbardziej na tak! Nie ma tam luksusów, ale to miejsce ma to coś co mi bardzo odpowiada. Spać w tych namiotach to sama przyjemność, było czysto, klimatycznie, jedzenie ok - wróciłabym tam bardzo chętnie :)
Na game drive wyjeżdża się raniutko na ok. 3 godzinki, potem śniadanie, przerwa, odpoczynek, obiad. Ok. 16 ponowny wyjazd - znowu na ok. 3 godziny. Tam się inaczej wypoczywa, tam po prostu rządzi natura, a my tylko cichutko staramy się ją podglądać :)
Drugiego dnia chętni płacili po 25$ i mogli pojechać do Wioski Masajskiej. My zrezygnowaliśmy  z tej wycieczki. Nie chodziło o pieniądze, ale jakoś mnie tam nie ciągnęło. Poza tym przelot, jazda do Parku dała mi nieźle w kość i po prostu chciałam troszkę odpocząć. Część grupy pojechała do wioski, a my leniuchowaliśmy przy basenie ciesząc oczy odsłoniętym Kilimanjaro





4 komentarze:

  1. Safari to najpiekniejsza przygoda jaka w zyciu przezylam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marylka...dokładnie czuję to samo! :) Dlatego tam wracam.

      Usuń
  2. Wspaniale Dżoana, pięknie i wspaniale :-)
    A nie kusi Ciebie wskrobać się na to Kilimanjaro ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz już nie :) Znam swoje możliwości - po tylu latach palenia fajek nie dałabym rady. Ale czytałam relacje z wejścia, jest kilka szlaków - super sprawa!!! Jeśli tylko będziesz miała możliwość to próbuj! Będę z dołu dmuchać żeby Ci się udało :))))

      Usuń

Copyright © 2017 Wojaże Słowików