2/14/2015

Kenia 2015 - Hotel Neptune Palm Beach Resort


 Samolot z Nairobi do Mombasy leciał niecałą godzinkę. Mieliśmy mały zgrzyt na pokładzie...


Przed wylotem nasza pilotka rozdała nam bilety. Nie wszyscy siedzieli obok siebie /mam na myśli rodziny/ czasem jedno siedziało rząd dalej i starsza pani, która w busiku zachwycała się "reniferem" na widok żyrafy zrobiła straszną awanturę. Przecież to bardzo krótki lot, uważam, że lekko przesadziła. Dla świętego spokoju zaczęliśmy się zamieniać miejscami i sytuacja się uspokoiła.
Podano nam ciasteczko, kawę, herbatę...i lądujemy. Część osób kierowała się znowu do Hotelu Mombasa Beach, a my już do naszego docelowego Neptune Palm Beach. Podzielono nas na busiki, znowu były uściski i pożegnania ... jedziemy. Do naszego hotelu tylko my jechaliśmy. Następnego dnia dojechało jeszcze parę osób, które potwierdziły, że nie doczytały na stronie Rainbow, że jest możliwość dokupienia ostatniej nocy po safari w hotelu docelowym.
Jechaliśmy 3 godziny! Było ciemno, gorąco, parno...oby jak najszybciej znaleźć się w hotelu. Doświadczyłam przeprawy promowej, aparatu nie wyciągałam /przeczytałam wcześniej w innych relacjach jak wrogo nastawieni są Kenijczycy do robienia im zdjęć/ przezornie okna pozamykaliśmy, myślałam, że się uduszę w tym samochodzie!
Jechało z nami małżeństwo, które zostało wprowadzone w błąd przez pracownika biura podróży. Babka namówiła ich na ostatnią noc w Hotelu Amani, powiedziała, że jest 15 min. od lotniska, oczywiście znacznie lepszy od tego Mombasa Beach. Dopłacili niedużo i zarezerwowali ten hotel. Jechali z nami prawie 3 godziny tylko po to, żeby się przespać /następnego dnia wracali do Polski/ Poza tym zaprzyjaźnili się z różnymi ludźmi, ale oni zostali w Mombasie - kobieta była podłamana i wcale się jej nie dziwię.
Dotarliśmy do naszego hotelu po godz. 23. Na pierwszy rzut oka hotel prezentował się nieźle, ale było ciemno. Nasze główne walizki już na nas czekały w specjalnym pomieszczeniu - pora coś zjeść. W restauracji przywitali nas i podali całą furę jedzenia! Nawet połowy z tego nie zjadłam. Byliśmy już bardzo zmęczeni i bardzo szybko padliśmy.
Jakoś nie wiem od  zacząć opis hotelu ;) Było leniwie, po 3 dniach "za leniwie" :) Słońce, plaża, basen... nuda







W miejscu gdzie są zamknięte drzwi mieści się sklepik z pamiątkami





Wychodzimy na zewnątrz


I kierujemy się do pokoju




Na terenie hotelu są 4 pokojowe domki - dwa na parterze i dwa na piętrze, nasz był właśnie na pięterku


Co do pokoju to właściwie nie można się czepiać - pokój duży, w miarę jasny, moskitiera na stałe , ale ani razu jej nie rozwijaliśmy - nie było takiej potrzeby





Wracamy do pokoju. Telewizor z kilkoma kanałami, lodówka /PUSTA!/ Niczego nie uzupełniali, nic nie było w środku. Na powitanie znajomi dostali kosz owoców i butelkę wina - my nie. Nie mam pojęcia dlaczego nas ominęli, widocznie nie zasłużyliśmy sobie J W zależności też kto sprząta w pokoju /bo ludzie się wymieniają/ mogą być jakieś dekoracje na łóżku lub nie, chodzi mi o udekorowanie łóżka płatkami kwiatów. Nam nigdy tak nie przystroili, znajomym - codziennie. Tak samo oni jak i my, codziennie zostawialiśmy dolara więc nie wiem od czego to zależy. Ja akurat nie muszę mieć takich dekoracji, ale piszę jak było J Również na powitanie w pokoju stały dwie 1/2 l. wody. Trzeba pamiętać żeby pustych butelek nie wyrzucać, w barach są dystrybutory gdzie nalewa się wodę no i butelki są potrzebne. Na stoliku jest mały czajnik, w którym czystą wodę uzupełniają codziennie, są pojedyncze kawy, herbata i cukier.



Wyjście na taras


Jeszcze kilka suchych informacji. W szafie jest darmowy sejf. W pokoju nie ma przejściówek do kontaktów, my mieliśmy dwie swoje, tak więc nie wiem czy w recepcji można wypożyczyć. Ciepła woda była przez cały czas, klima chodziła bez zarzutu. Raz nam zabrakło prądu, robiło się już ciemno...w innych domkach światło było. Mąż zgłosił w recepcji i za chwilkę przyszedł pan i wcisnął guzik i już. Bezpiecznik wysiadł J W łazience były kosmetyki hotelowe, nie używałam ich, chciałam składać je do woreczka żeby komuś potem dać. Jak schowałam jedne - następnych już nie dostałam. Inni dostali. Taras jest świetny, ale jeśli ktoś ma opory przed małpami to raczej sobie na nim nie posiedzi. Pierwszy raz usiadłam z laptopem, kawką i nagle tak się wystraszyłam! Uciekłam do pokoju ;)



I widoczek z tarasu


Na tym zdjęciu widać domki z części Village


Stoję sobie na tym balkonie, czy tarasie, oglądam otoczenie, a sprzątający pan na dole pokazuje mi jednego kwiatka i wskazuje mnie palcem, że niby dla mnie...zaczęłam się śmiać wróciłam do pokoju. Za chwilę pukanie, pan przyniósł cały bukiet ułożony w skorupce kokosa ;) należy się 1$. Za każdym razem kiedy mnie zobaczył pytał czy chcę kwiaty J Hmm - każdy sposób na zarobienie pieniędzy jest dobry. Wyjaśniło się teraz kto był pomysłodawcą malutkiego bukiecika


Idziemy dalej zwiedzać. Dróżka prowadzi nas na basen, do restauracji, do baru i na plażę

















Teraz trochę informacji o barze :) Napoje w All były dostępne od 10.00 do 24.00. Na osobnym stole były wystawione termosy z gorącą wodą, mlekiem - można było sobie zrobić kawę o dowolnej porze czy herbatę, czekoladę, herbatek było dużo - różnych.
W środku bar wyglądał tak






A z tymi małpami hotelowymi to naprawdę nie ma żartów ;) Są strasznie upierdliwe, sprytne i bardzo czujne. Cichutko wychodziłam na balkon, nie minęła chwila i już były!







Kradły wszystko co było w ich zasięgu ;)




No i koniecznie chciały się dostać do pokoju. Już sobie wyobrażam jak wyglądałby pokój po ich odwiedzinach


Za basenem jest łąka do opalania, leżaków jest sporo, nigdy nie było sytuacji, żeby zabrakło. Oczywiście są bez materacy, pan przynosi - należy się 1$ ;) No nie należy się, ale wszyscy dają  Ręczniki też są wydawane przy basenie. Nie trzeba żadnych depozytów, żadnych kart - bierzesz tyle ile potrzebujesz



Widok z tej "łąki" na bar i basen




Na tym ostatnim zdjęciu widać, że lażaki są inne - ustawione są przy części Village, ale można się rozkładać wszędzie, nie ma jakiegoś podziału.
Teren hotelowy jest do murku, który oddziela hotel od plaży. Na początku byłam zła na ten murek bo zasłaniał trochę Ocean, ale teraz nie wyobrażam sobie jakby to było bez tego murku. Miejscowi beach boysi mogą chodzić po plaży, ale nawet na schodki prowadzące na teren hotelowy nie mogą wejść. Pilnują tego strażnicy. Z plaży nie widać opalających się ludzi no i oni mają problem. Wystarczy wstać, zbliżyć się do murku i już słychać nawoływania, machają rękami - ogólnie są strasznie namolni i ja miałam z tym problem.






W tym okresie kiedy my byliśmy codziennie były bardzo duże odpływy i przypływy. Na zdjęciu wyżej widać plażę w czasie odpływu, chociaż czasem były dni kiedy odpływ był jeszcze większy!
Plaża w czasie odpływu:
















A tak wygląda przypływ







Naprawdę różnice są znaczne. Co odważniejsi i tak się kąpali ;)
Na beach boysów znaleźliśmy sposób J Po prostu uczepiliśmy się jednego zaraz na początku, poszedł z nami na spacer plażą, daliśmy mu 10$ i za każdym razem kiedy nas widział to przybiegał i nas "chronił." Kiedy ktoś inny podchodził to on od razu mówił coś w stylu "moi mzungu" i tamten odchodził. To dobry sposób żeby w miarę spokojnie pospacerować po plaży.
Któregoś dnia wybraliśmy się w czasie odpływu na odsłonięte wysepki, które pojawiły się na oceanie. Kiko /bo tak miał na imię nasz nowy kumpel/ wyszukiwał różne cudeńka żeby nam pokazać



Jeżowiec żywy i martwy









Kiko pokazał nam coś bardzo ciekawego i niebezpiecznego. Otóż w płytkiej robią się takie dziwne...nie wiem jak to nazwać...coś takiego jak ruchome piaski, wiry. Na zdjęciu ciężko to pokazać, ale mąż asekurując się próbował w tym miejscu stanąć i momentalnie zapadł się po kolana. Pewnie zapadałby się coraz bardziej, ale Kiko mu od razu pomógł.


Teraz może troszkę o kuchni w Neptunie - uważam, że kuchnia jest baaardzo dobra! Naprawdę pracownicy bardzo się starają. Na śniadania zawsze były jakieś bułeczki na słodko, chleb oczywiście tylko tostowy, można było opiekać. Jajka pod każdą postacią, kiełbaski czy to były parówki...były niedobre! Na gorąco, jak zawsze angielska fasolka, naleśniki, gofry, owoce, ciasta, pomidorki, ogórki, różne chrupki, mleko....no i oczywiście bekon! J Można było sobie nalewać różne soczki, a raczej sokopodobne napoje. Kawę, herbatę przynosiła obsługa do stolika.
Później, od 12.30 zaczynał się obiad o czym można było usłyszeć ponieważ pracownicy grali na bębnach i klaskali - to był sygnał rozpoczęcia obiadu i później kolacji. Zawsze, czy to był obiad czy kolacja były dwa rodzaje zup - jedna rosołkowata, druga - kremik /uwielbiam!/ różne ryże, warzywka na ciepło, mięska, ryby, zawsze można było sobie skomponować spaghetti wedle upodobań /wybrać dodatki/ zawsze było stanowisko grillowe, bardzo duży wybór sałatek, ciast, owoców. Również na tych posiłkach zamawiało się napoje u kelnerów /bezalkoholowe, piwo, winko/
Bardzo zwracają uwagę na ubiór. Byłam świadkiem jak nasza rodaczka przyszła na obiad w staniku - zwrócono jej uwagę, żeby chociaż pareo na siebie zarzuciła. Natomiast na kolację panowie powinni mieć długie spodnie. Mój małżonek za którymś razem ubrał spodnie za kolana, zastanawialiśmy się czy nie będzie głupio, ale widzieliśmy, że tak też chodzili. Do tego jakieś polo i jest ok.
Każdego dnia obsługa inaczej przystrajała restaurację na kolację. Były różne wieczory tematyczne. Zaraz jak przyjechaliśmy były walentynki. Od rana na części łąki do opalania przy części Village rozkładano stoły, robiono dekoracje



Wieczorem była elegancka kolacja



Każda kobieta przychodząc na kolację otrzymała różę


A oto menu tego wieczora


Innym razem stoliki zaczęli wynosić w naszej części hotelu. Cały dzień przygotowywali, zaplatali dekoracje z liści palowych - cały dzień przygotowań! Potem kolacja, dwie, trzy godziny i wszystko trzeba było rozmontować - aż żal. To była kolacja BBQ





Nie można ciągle objadać się, trzeba iść na spacer ;)










Na terenie hotelu żyją dwa gatunki małp /przynajmniej ja te dwa zauważyłam/ Jedne już poznaliście





Ale jest jeszcze inny gatunek małp, są bardziej tajemnicze, ciężko je upolować





    Pora wyjść, a raczej wypłynąć poza teren hotelu. Umówieni byliśmy na 8.30 na plaży. Chcieliśmy płynąć w stronę Baobabu - ponoć jest tam jakaś wysepka i tam mieliśmy zamiar posnurkować. Uprzedziłam Kiko, że mam chorobę morską i ten stwierdził, że ponieważ nie ma wiatru - dopłynięcie tam w jedną stronę zajęłoby nam ponad godzinę. Bałam się, że nie wytrzymam tyle i w rezultacie popłynęliśmy bliżej. Żałowałam później, bo płynęło się całkiem fajnie i nic nie bujało.







Po drodze mijaliśmy też inne katamarany - ten to jest wyluzowany ;)





Dopłynęliśmy do odsłoniętej rafy, nie było innego wyjścia - trzeba było po niej przejść




Kiko przygotował dla nas maski i fajki, płetw niestety nie było. Popływaliśmy chyba ponad godzinę, było trochę rybek, udało mi się zobaczyć nawet jedną większą J Oczywiście do egipskich raf się nie umywa, ale można przyjemnie spędzić czas.
Kiedy umawialiśmy się na wycieczkę - Kiko zapytał czy weźmiemy swoje picie czy on ma załatwić all. Jasne, że all! J Dopłaciliśmy 5$. All wyglądało tak, że dostaliśmy po butelce ciepłej coli ;) Ale co tam...to jest Afryka! Wróciliśmy do hotelu zadowoleni.







Wrzucę jeszcze kilka luźnych zdjęć. Na terenie hotelu można skosztować świeżego kokosa. Pracownicy proponują, ale nie są nachalni




Można też wybrać się na połów dużej ryby. Mąż wspólnie ze znajomym zdecydowali się popłynąć - koszt to 200$ za łódź. Tym razem wycieczkę załatwiał znajomy u swojego beach boysa - Kiko był bardzo niezadowolony ;) Rejs trwa ponad 4 godziny. Udało im się w tym czasie złowić 2 Dorado, 1 King Fish i jedna małą podobną do naszego leszcza. Potem była awantura o te ryby bo Kiko uważał, ze połowa należy się jemu J
Płynie się podobną łodzią





No i to byłoby już chyba wszystko J Przyszła pora powrotu do domu. Powiem Wam szczerze, że cieszyłam się, że już wracam. Dziwne - prawda? Safari było nieziemskie, uczucia nie do opisania, ale w hotelu już się nudziłam, już mnie nosiło. Pierwszy raz coś takiego mi się przydarzyło. Pożegnałam się z cieplutkim oceanem


Następnego dnia wyjazd. Jeszcze ostatnie spojrzenie na roślinki





Żegnamy się z hotelem i wyruszamy do Mombasy. Tym razem jechaliśmy 2 godziny - były mniejsze korki









Na koniec jeszcze okolice przeprawy promowej



I to już jest koniec J Cieszę się, że podróżowaliście ze mną. Jeśli macie jakieś pytania to chętnie odpowiem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2017 Wojaże Słowików