Ja nie wiem jak to jest, że w każdym miejscu /prawie/, do którego docieram zakochuję się bez reszty :) Z Lofotami oczywiście nie było inaczej - to miejsce to bajka!
Dane mi było podziwiać niesamowite widoki, krajobrazy które zapierają dech w piersiach! Po prostu piękno Lofotów zniewala! Jakże inne to widoki od uwielbianych przeze mnie lazurów i plaż z palmami, jakże inna pogoda od cudownego ciepełka, które nas ogrzewa…a jednak ta kraina ma w sobie tyle piękna i natury, że chce się tam być :)
Lofoty to archipelag na Morzu Norweskim, znajdujący się za kołem podbiegunowym, na północy Norwegii. Nazwa pochodzi od kształtu jednej z wysp - kiedy patrzy się na nią z góry przypomina stopę rysia. W języku staroskandynawskim "ló" oznacza "ryś", a "fót" - "stopę" (lofot).
Archipelag składa się z 6 głównych i 2 małych wysp. Dookoła znajdują się wysokie góry i skaliste brzegi. Leciałam tam z nastawieniem zobaczenia zorzy polarnej i do głowy mi nie przyszło, że zimowe, norweskie widoki tam mnie zachwycą.
Z czym kojarzy mi się Norwegia? A konkretnie z czym kojarzą mi się Lofoty?
1.Na pierwszym miejscu bezapelacyjnie jest zorza!!! /o moich marzeniach i realiach napiszę w osobnym wątku/
2.Światełka w oknach! Coś cudownego! :) Chyba w 90% domach, w każdym oknie non stop świeciły się lampki lub świece tuż przy oknie. Wieczorem wygląda to przepięknie, wprost magicznie! Teorie na ten temat są różne – jedna mówi o tym, że lampa w oknie miała naprowadzać zagubionych marynarzy i podróżników do swojego domu i tej będę się trzymać ;) Niestety, nie mam zdjęcia takiego okna, na poniższym świece jeszcze nie są zapalone ;)
3.Śnieg! Baaardzo dużo śniegu, a wszystkie drogi pięknie odśnieżone
4.Czerwone lub pomarańczowe domki, często na palach
5.Suszarki na ryby :) Sztokfisz to suszone ryby, najczęściej dorsze, które są przysmakiem typowo norweskim. Produkowane są tylko na Lofotach, ponieważ tam występuje stały podmuch słonego wiatru, który jest odpowiednio suchy i ciepły, tak że mięso ryb nie zamarza. Ryby pewnie są jakoś specjalnie przygotowane do suszenia bo wiszą na tych suszarkach przez kilka miesięcy, potem są znowu moczone, marynowane i na patelnię :) Smak jest podobno specyficzny, ja ich nie jadłam, w restauracji wybrałam renifera.
6.Bardzo czysta woda w morzu! Do tej pory myślałam, że lazury można podziwiać tylko na Karaibach lub innych rajskich wyspach. Teraz ten lazur na Lofotach można już dostrzec, ale co się dzieje w lecie? :) Wyobraźnia mi działa :))
7.Mała ilość ludzi no i oczywiście znikomy ruch na drogach.
8. Wygięte do góry mosty - jest ich tu bardzo dużo.
9.„Złota godzina” praktycznie przez cały czas w ciągu dnia – raj dla fotografów! W tym czasie kiedy ja tam byłam, słońce wstawało ok. 9.30, zachodziło zaraz po 15.00, ciągle było nisko i pięknie oświetlało otaczający nas świat – nic tylko focić :)
Tak właśnie będę wspominać Norwegię, a konkretnie Lofoty.
Lot z Gdańska do Tromso udało mi się kupić za trochę ponad 700zł. Na miejscu można wypożyczyć samochód i w drogę! A droga czeka nas daleka...ponad 500km. W lecie pływają promy i podróż na pewno można skrócić, ale teraz, zimą trzeba te wszystkie zatoczki objechać co znacznie wydłuża naszą podróż. Do tego niesamowita śnieżyca...
W końcu docieramy do miejscowości Sund - to bardzo fajna baza wypadowa po okolicy.
Mieszkaliśmy w typowym, norweskim domku na palach, pod nami chlupała woda :))
Z tarasu nie dało się korzystać z powodu śniegu - nasypało go mnóstwo!
Wystarczyło otworzyć okno w łazience i można było wskoczyć wprost w zaspy :))
Jeździliśmy po okolicy, odwiedzaliśmy różne wioski, zatrzymywaliśmy się na różnych plażach, w których zakopywałam się w śniegu :)) Na jednych plażach pod śniegiem był piasek, na innych kamienie i lód.
A jeszcze na innych stały pojedyncze domki :)
Często morze wdzierało się w ląd tworząc piękne zatoki, które można było podziwiać z drogi.
Ze względu na niskie temperatury, na spokojnych wodach, przy brzegu tworzyły się kry
I niespodzianka ;))
Wcześniej pisałam, że zwróciłam uwagę na czystość wody - jest przeźroczysta i w niektórych miejscach ma piękny kolor, a na jej tafli powstają piękne odbicia.
Głównym punktem wszystkich wycieczek są różne, małe wioski rybackie, przede wszystkim Hamnøy i Reine. Są to miejsca najbardziej fotografowane przez wszystkich przyjeżdżających w te okolice. Pierwszy raz dotarłam na most, z którego robi się zdjęcia Hamnøy podczas złej pogody. Miała być pocztówka, a wyszło takie coś...
Po zdjęciu mostu, na którym jest pusto widać, że pogoda do robienia zdjęć jest nieodpowiednia :)) Innym razem cały most jest oblepiony ludźmi z całego świata ze statywami i aparatami.
I w słońcu
W Reine słońce już pięknie nam świeciło.
Do tej wioski postanowiliśmy zejść.
To zdjęcie zrobiłam specjalnie żeby pokazać ile tam było śniegu.
Innego dnia wdrapaliśmy się na górę Olenilsøy z widokiem na Sakrisoy. Że mi się udało tam wdrapać... :)))
W tle góra Olstind.
Pisałam też wcześniej o "suszarkach" na ryby, są wszędzie! Na tym zdjęciu jeszcze pusta.
Na jednych wiszą całe ryby, na innych same głowy.
Nawet bez zamontowanej "suszarki" ryby można suszyć ;)
Jest jeszcze jedna wioska, którą odwiedziłam - to Nusfjord, jedna z najstarszych wiosek rybackich. Choć czasy rozkwitu rybołówstwa są już historią, do dziś można odnaleźć ślady dawnej kultury i podziwiać XIX-wieczne domki rybackie „rorbuer”.
Sama droga dojazdowa do tej wioski jest już ciekawa.
I tak minął mi ten wyjazd :)) Czy wróciłabym w to miejsce? W każdej chwili! Bardzo chciałabym zobaczyć Norwegię, a szczególnie Lofoty latem. Może kiedyś tam wrócę...wszak marzenia się spełniają:))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz