4/13/2019

Malediwy - marzec 2019 - Adaaran Select Meedhupparu

   Czy to jest już ten raj nad raje? Czy po zobaczeniu Malediwów inne miejsca już nas nie zachwycą? Takie pytania zadawałam sobie jeszcze przed wylotem i teraz już wiem, że oblicza raju są różne, ale jeśli ktoś marzy o drobnym piasku, palącym słońcu, cieplutkiej, krystalicznie czystej wodzie to się nie zawiedzie i określi to miejsce jako jedno z najpiękniejszych na ziemi :)


    Żeby tradycji stało się zadość - krótki filmik z naszej podróży


    Kiedy ileś tam lat temu oglądałam zdjęcia, filmy z Malediwów...myślałam o ludziach, którzy tam byli, że to niesamowici szczęściarze :)) Nawet nie przypuszczałam, że dane mi będzie kiedyś oglądać to miejsce na żywo. Udało się :)) Nie czarujmy się, Malediwy to bardzo drogi wakacyjny kierunek. Pewnie, że można lecieć na jakąś lokalną wyspę, podglądać życie mieszkańców, a widokami i tak będziemy zauroczeni. Ja tak tym razem nie chciałam. Nie chciałam lokalnej wyspy, celowałam w jakiś resort ze średniej półki, z niezłą rafą, no i żeby mnie cenowo nie zabił :)) Na tydzień też nie chciałam tam lecieć - nie po to tłukę się na drugi koniec świata żebym po kilku dniach musiała się ponownie pakować. Potrzebowałam totalnego relaxu, bez żadnego zwiedzania, takiego zwykłego nicnierobienia :)) Wybór padł na Adaaran Select Meedhupparu w atolu Raa. Czy przez prawie 2 tygodnie nie zanudzę się tam? Kilka osób zadawało mi to pytanie...tak, nudziłam się :)) ale po to tam poleciałam. Miała być plaża, snurki, basen, słońce...czyli nuda, nuda i jeszcze raz nuda! :)) Teraz po powrocie stwierdzam, że tam, na miejscu czas płynie inaczej, wolniej. Na miejscu spędziłam 12 nocy, a czułam się jakbym tam była baaardzo długo. Na Malediwy, wyjątkowo poleciałabym na 8, 9 nocy i pewnie wróciłabym wypoczęta.


     Przy planowaniu podróży rozważaliśmy opcję kupienia biletów lotniczych do Male i rezerwacji pobytu w konkretnym resorcie, wychodziło mi to troszkę drogo. Trafiła się kompletna oferta z biura podróży i zdecydowaliśmy się na nią. Dodatkowo /jak zwykle/ ubezpieczenie od chorób przewlekłych i w drogę! :)) Przelot z Warszawy do Dubaju, tam przerwa 4 godziny i kolejny lot do Male - linie Emirates. W podpisanej umowie z biurem podróży widniało czarno na białym: transfer - sea plane! Cieszyłam się na ten lot, takim malutkim samolocikiem jeszcze nie leciałam. Na miejscu okazało się jednak, że miejscowy kontrahent nie wykupił dla nas tej opcji. No jak to?! Taka atrakcja miała mi przejść obok nosa... :(( Zaprowadzono nas na terminal, skąd odlatywały lokalne samoloty i pokazano, na który lot mamy oczekiwać. Kolejne 3 godziny czekania...oj, gotowało się wtedy we mnie! Mąż oczywiście zadzwonił na wcześniej podany numer alarmowy, ale pani stwierdziła, że możemy składać reklamację, ale w tej chwili nic się już nie da zrobić.
Przed lotniskiem w Male



    Kolejny kawałek podróży...lot trwał raptem 25 min.



A z samolotu takie widoki :))



    Na lotnisku w Dharanvandhoo pokierowano nas do busa, którym przejechaliśmy do niby portu i kolejny etap podróży - łodzią.


   Nie powiem, że nie było przyjemnie...wiatr we włosach itp. ;) ale chodzi o czas...wszystko przedłużało się strasznie. Płynęliśmy ok. 40 min.


W końcu wymęczeni dotarliśmy do celu naszych wakacji :))


Wszystkie formalności, wycieczki, zakupy...wszystko to załatwia się w lobby




   Całą wyspę można spokojnie obejść w ok. 40 min. Domki znajdują się na obrzeżach, wszystkie mają widok na ocean, natomiast cały środek wyspy jest zamknięty dla turystów - tam mieszkają pracownicy, są pralnie i pomieszczenia gospodarcze. Zaręczam, że dla turystów jest wystarczająco dużo miejsca!

   Nasz domek /wszystkie są typu bliźniak/ położony był chyba przy najbrzydszym kawałku plaży. Mi i tak się podobało, a piszę: "najbrzydszym", ponieważ piasek był tu wymieszany z drobnymi kawałkami rafy. Czytałam wcześniej, że po całej wyspie można chodzić boso...to nieprawda. Chodzenie po tej pokruszonej rafie do przyjemnych nie należało ;) Wystarczyło założyć klapki.



   Do każdego domku przypisane były dwa leżaki.



    Pokój sprzątany dwa razy dziennie, minibarek w lodówce /płatny/ uzupełniany na bieżąco. Cola, Sprite, piwo - 3$. Woda mineralna w dużych butelkach darmowa. W łazience hotelowe kosmetyki i prysznic pod chmurką :)) Uwielbiałam to miejsce!


    Restauracji jest kilka, my korzystaliśmy tylko z jednej. Wybór jedzenia był naprawdę spory, nie byliśmy w stanie nawet wszystkiego spróbować i co najważniejsze - było PRZEPYSZNIE!!! Kuchnia europejska, azjatycka i hinduska. Żadnych rewelacji żołądkowych :)) Do śniadania codziennie świeże soki - ananasowy, z papai, z ogórka, arbuzowy. Posiłki spożywa się za każdym razem przy tym samym, wcześniej przydzielonym stoliku. Niestety - nie robiłam zdjęć restauracji...jakoś chyba nie wypada ;)

    Basen - jest jeden, ale w zupełności wystarczający.







    Przy basenie /jak dla mnie/ znajdował się najładniejszy kawałek plaży z cudownymi...nie wiem jak to nazwać...parawanami, baldachimami? ;)) Chciałam się skusić w ciągu dnia na odpoczynek w tym miejscu, ale cienia to one za bardzo nie dawały ;)






    Na jeden stelaż materiału już zabrakło ;))


   Piasek, woda, malutkie rekinki pływające tuż przy brzegu...BOSKO!









    Między tym pomostem, a domkami na wodzie znajduje się piękna rafa, tzn...nie jest piękna, bo w dużej mierze jest martwa, ale pływa tam bardzo dużo kolorowych rybek.




    Idziemy na spacer :)) Obchodząc wyspę dookoła mijamy kawałki plaży z piaskiem jak mąka...za chwilę piasek jest wymieszany z pokruszoną rafą, kawałek dalej znowu mąka...












Maleńki mieszkaniec plaży :)



Dochodzimy do jednego z barów - na wyspie jest ich kilka






    Jeden z magicznych wieczorów





   Dochodzimy do drugiego mola - to stąd odlatują hydroplany





    W tym miejscu obserwujemy większe kraby spacerujące przy pomoście



    Po odpoczynku i ochłodzeniu w barze idziemy dalej. Tym razem już skręcamy z plaży w głąb wyspy. Nad głowami latają nam nietoperze.




Na terenie całej wyspy jest bardzo dużo drzew, krzewów i kwiatów.








Po drodze mijamy siłownię /brak zdjęć/ i Centrum SPA







    Masaże są jednak bardzo drogie. Przymierzałam się do jakiegoś zabiegu po solidnym poparzeniu słonecznym...120$. Do tego trzeba doliczyć podatek: 10% + 12%.

    Dochodzimy do willi na palach. Teoretycznie jest zakaz wstępu na ten teren, ale i tak wszyscy tam się przechadzają ;)




   Goście korzystający z tej opcji zakwaterowania mają do dyspozycji swój basen i restaurację.


    I zakręcając kółko wracamy do naszej plaży :)

Główny bar, nasze ulubione miejsce wieczornego biesiadowania





    Co robić na takim małym kawałku ziemi przez dwa tygodnie? Nic :))) czyli leniuchować, drinkować, pływać, obserwować życie podwodne. Można oczywiście zapisać się na wycieczki i popłynąć szybką łodzią lub dhoni na różne rafy, można poszukiwać mant, żółwi, rekinów wielorybich, delfinów. Można też odwiedzić pobliskie, zamieszkałe wyspy i podpatrywać życie mieszkańców. Można też pływać na skuterach wodnych, na kajakach lub polatać :)


Hotel raz w tygodniu organizuje seans filmowy na plaży


   Ceny....najtańsza wycieczka, rejs łodzią dhoni na maleńki sand bank i snurkowanie na pobliskiej rafie kosztowała 60$ + te nieszczęsne podatki. Wycieczka na poszukiwanie mant - 140$ + podatki. My skorzystaliśmy właśnie z nich.






    Po błogim lenistwie nastał czas powrotu. Po nerwowych rozmowach z biurem podróży upewniliśmy się, że lecimy do Male hydroplanem - jest ok :))




    Wyluzowani piloci :))


    i widoczki "po drodze"






    Widok na Male - z rajem takie miasto chyba nie ma nic wspólnego





   Pora na podsumowanie :))
- Czy mi się podobało? - Tak!
- Czy wynudziłam się przez te dwa tygodnie? - Tak! Ale po to tam poleciałam.
- Czy to było najbardziej rajskie miejsce, w którym byłam? - Nie :) Napisałam już na początku, że oblicza raju są różne, ja wciąż czekam na to moje NAJ!
- Osoby, które nie nurkują czy chociaż nie snurkują mogą się troszkę bardziej nudzić.
- To idealne miejsce dla osób, które potrzebują wyciszenia. Nie ma tu głośnej muzyki, nie ma animatorów, panuje błogi spokój, za który trzeba jednak słono zapłacić. Mimo ceny uważam, ze warto! :))

    Chcę jeszcze podziękować Kasi i Robertowi :)) To między innymi dzięki Wam ten wyjazd był taki udany :)


 

6 komentarzy:

  1. Śliczne fotki. Widzę sporo zmian na wyspie ale na plus. A te magiczne wieczorki...bajka. Tak...to miejsce na typowe leniuchowanie. Pełen luz,bez tłumów,czas płynie powoli. Chętnie bym wróciła. Bez dwóch zdań.
    Pozdrawiam
    Holi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie Basiu :)) Nie ma tam sztywnej atmosfery, nie ma przesadnego blichtru - jest totalny luz! I o to mi chodziło, takiego odpoczynku oczekiwałam :) Jeśli ten resort zmienia się na plus to tylko można się cieszyć :) I dzięki za pochwały.

      Usuń
  2. Pięknie Słowiki! No Pięknie! Jak napisałaś każdy ma inny raj! Najważniejsze odnaleźć coś dla siebie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gorzej jeśli w wielu miejscach serducho mocniej Ci pika ;) Co wtedy wybrać? Na co się zdecydować? Co ma być tym moim rajem? ;)) Jakoś nie mogę się zdecydować - świat jest po prostu piękny!

      Usuń
  3. O tak! Za każdym razem, gdy widzę czyjeś relacje z pobytu na Malediwach przekonuję się po raz setny, że Malediwy to na pewno jest raj na ziemi! <3

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2017 Wojaże Słowików