Jura Krakowsko-Częstochowska to niezwykły, magiczny kawałek naszego kraju z malowniczymi dolinami, jaskiniami, zamkami, bogaty w zabytki oraz przepiękne krajobrazowo tereny. Ta przepiękna kraina rozciąga się w południowej Polsce i obejmuje 80-kilometrowy pas pomiędzy Krakowem i Częstochową. W tutejszym pejzażu odznaczają się średniowieczne zamki, zabytkowe drewniane kościółki, muzea oraz skanseny.
W pejzażu Jury Krakowsko-Częstochowskiej przeważają zamki i dawne warownie, które zostały w większości wybudowane w XIV wieku przez Kazimierza Wielkiego dla obrony obszarów przygranicznych. Do dziś w większości zachowały się jedynie ruiny bądź fragmenty zamków, które wznoszą się na jurajskich wzgórzach niczym orle gniazda – stąd też wzięła się nazwa głównego szlaku wiodącego poprzez Jurę od zamku do zamku – Szlak Orlich Gniazd.
Nasze krótkie zwiedzanie rozpoczęliśmy od Skał Rzędkowickich, Wielkiego Okiennika i Góry Zborów. Wszystkie te miejsca są rajem dla wspinaczy skałkowych.
Tych skałek jest bardzo dużo, mają swoje nazwy, na które jednak nie zwróciłam uwagi. Jedno miejsce jest szczególne - to Okiennik Wielki.
Pora na zamki :)) Nie wiem ile czasu potrzeba by było żeby odwiedzić wszystkie ruiny zamków, jakie tam pozostały. Ja odwiedziłam tylko kilka. Najpierw Olsztyn. Wdrapujemy się tam oczywiście mijając różne skałki.
Cofamy się w czasie aż do XIII wieku, kiedy to prawdopodobnie zamek powstał. Kazimierz Wielki znacznie go rozbudował, ale Potop Szwedzki okazał się dla zamku katastrofalny! Zamkowych kamieni użyto do budowy pobliskiego kościoła. Do dziś zachowały się fragmenty murów i dwie wieże.
[...] Z ocalałych po dziś dzień olsztyńskiego zamku szczątków równie trudno odgadnąć obronność, jak i dawniejszy kształt jego. Ten ostatni musiał być dziwnie nieregularnym, z powodu nadzwyczajnej nierówności skał, za podstawę zamkowi służących. Ogrom przestrzeni murami objętej zaznaczają dotąd dość wyraźnie to wysterczające z pod ziemi tychże murów fundamenta, to tu i ówdzie stojące jeszcze ich kawały. Podobnie jak w Ogrodzieńcu, i tu wystrzelające ponad poziom wzgórza bryły skał, połączone okólnym murem, tworzyły rodzaj baszt samorodnych. Główna część zamku stała w narożu pagórka, ku kościołowi miasteczka najbliżej wysunionym, tędy także był wjazd do warowni od dołu broniony przekopem dotąd rozeznać się dającym. Oprócz szczętów zewnętrznego muru, kilku ścian wewnętrznych budynków i zrębów baszt pozawalanych, wznoszą się tu jeszcze dwie dość wysokie, czworoboczne, przylegające do siebie baszty. Jedna z nich, niżej na pochyłość wzgórza wysuniona, nosi na sobie piętno późniejszego od reszty budownictwa i była zapewne zbudowaną dla wsparcia swej siostrzycy, kiedy jej mury pękać zaczęły. Tuż pod nią w łonie góry znajduje się przestronna, do jakich pięćdziesięciu łokci wysoka i przez pół tyle szeroka grota, na kilkadziesiąt kroków wgłąb się ciągnąca i w miarę oddalania się od wnijścia coraz bardziej zwężająca się i obniżająca.
Tygodnik Ilustrowany, 1863
Z okolic zamku widać kościół Św. Jana Chrzciciela, do którego budowy użyto kamieni z zamku.
Kolejnego dnia wybraliśmy się obejrzeć zamek w Ogrodzieńcu. Wdrapując się w okolicę zamku jak zwykle mijamy różne skałki i wspinających się na nie wspinaczy.
Jaki to musiał być wielki i wystawny zamek! Na zgliszczach starego grodu w połowie XIV stulecia z fundacji króla Kazimierza Wielkiego powstał zamek murowany, wzniesiony przez nieznanych budowniczych w stylu włoskiego gotyku, który posiadał aż cztery potężne wieże. Odwiedzając ruiny tego zamku nasuwa się refleksja...to nie tak miało być... Na wzgórzu stoją ruiny, wokół pełno stoisk z plastikową tandetą. Za dużo sztucznej rozrywki, za dużo hałasu, za dużo błyskotek...ja to tak odbieram. Niestety - kasa najważniejsza! :(
Dzień był gorący, ludzi mnóstwo...moje zwiedzanie zakończyło się na kilku zdjęciach.
Mały przerywnik na aleję klonową.
Kolejny zamek w czasie naszej wędrówki to zamek w Mirowie - jeden z piękniejszych obiektów na Szlaku Orlich Gniazd. Monumentalna twierdza, mocno zniszczona w czasie potopu szwedzkiego, jest jedną z najstarszych budowli obronnych Wyżyny Krakowsko-Częstochowskiej – choć zamek powstał prawdopodobnie na początku wieku XIV, przypuszcza się, że już wcześniej istniały w tym miejscu drewniano-ziemne zabudowania. Obecnie zamek w Mirowie można podziwiać tylko z zewnątrz i tylko do godz. 20.00. Czekając na zachód słońca, zostaliśmy przegonieni przez /jak się określił/ właściciela.
Ten zamek podobał mi się najbardziej! :))
Ostatniego ranka wybraliśmy się do zamku w Bobolicach, kolejnej warowni strzegącej południowej granicy Państwa Polskiego. Niestety, pogoda nie sprzyjała fotografii, na teren bliżej zamku też dostać się o świcie nie można, chyba że jest się mieszkańcem hotelu, który powstał właśnie w zamku. Zdjęcia tylko dwa, robione na duuużym zoomie.
Wiecie, że o każdym zamku krążą legendy, oto jedna z nich:
"Przed wielu laty położone po sąsiedzku Bobolice i Mirów były własnością dwóch braci. Bracia byli tak do siebie podobni, że nawet najbliższa służba miała problemy z odróżnieniem jednego od drugiego. Żyli obaj dostatnio, gromadząc w łączącym zamki podziemnym tunelu skarby przywiezione z wypraw wojennych. Tych skarbów strzegła stara okrutna czarownica o czerwonych ślepiach a z nią zły duch wcielony w wielkiego bernardyna. Bracia doskonale się rozumieli i gotowi byli zrobić dla siebie wszystko. Do czasu. Ich wielka przyjaźń została wystawiona na próbę, gdy jeden z nich przywiózł z wyprawy wojennej piękną dziewczynę Agnieszkę. Cudna Agnieszka szybko wylądowała w podziemiach obok skarbu, ponieważ zazdrosny chłopak chciał mieć ją tylko dla siebie, a zauważył, że braciszek zbyt gorliwie interesuje się jej osobą. I jak się okazało, przeczucia miał niezwykle trafne. Pewnego razu bowiem, pod nieobecność czarownicy, która udała się na sabat na Łysej Górze, nakrył parę kochanków w sytuacji niedwuznacznej. Rozgniewany zamordował brata, a dziewczynę zamurował w lochach zamku.
Po tej zbrodni nie mógł jednak zagłuszyć wyrzutów sumienia — bratobójstwo ciążyło na nim jak przekleństwo. Z czasem popadł w alkoholizm i razu pewnego, gdy topił zmartwienia w winie, rozszalała się burza, a jedyny piorun, jaki wtedy wyrwał się ze skłębionych chmur, poraził go i zabił. Niewierna branka pozostała w lochach, gdzie nadal strzeże jej czarownica odstraszająca każdego śmiałka, który chciałby uwolnić nieszczęsną dziewczynę."
Na Bobolicach nasze zwiedzanie zamków zakończyło się. Pogoda znacznie się pogorszyła, przez cały dzień lało. Nagle wieczorem deszcz ustał, a niebo pokryło się intensywnym pomarańczem i czerwienią. Gdyby człowiek mógł tak precyzyjnie przewidzieć co się na niebie będzie działo... ;)) Widok z okna na Górę Zborów.
Hehe...trzeba było naprawdę uważać żeby z tego okna nie wypaść :))
To koniec mojego zwiedzania. Było krótko, ale intensywnie. Polecam wszystkim wypad w rejon Jury. Obszar jest ogromny, ale zwiedzanie można podzielić na więcej dni bądź na kilka wypadów. Ja np. Ojców zwiedziłam już wcześniej, a to przecież też kawałek Jury. Bardzo chciałabym zobaczyć jeszcze inne zamki np. zamek w Smoleniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz