3/03/2016

Tanzania i Kenia - 2016 - Amboseli

 
   Opuszczamy już Tanzanię, niestety :(. Około godziny 7 rano wyjeżdżamy w stronę Kenii - kierujemy się w kierunku Amboseli.

   Ostatnie zdjęcia z tarasu widokowego i w drogę. Na drodze była mgła...i to taka z tych mocnych mgieł, ale dzięki temu krajobraz był niesamowity, prawie mistyczny ;)




    Wrzucę trochę zdjęć z ulicy /po drodze.../ Do granicy z Kenią jechaliśmy kilka godzin.













Nasz wspaniały kierowca Wilson we własnej osobie :)


    Zapomniałam napisać w poprzednich wątkach o policji :) O drogach coś już wspomniałam...są naprawdę dobrej jakości, ale przed każdą wioską, nawet tą najmniejszą widać znak ograniczający prędkość do 50 km/h i ustawione są tzw. "spowalniacze". A ponieważ wioski mijamy co chwilę - jeździ się baaaardzo powoli. Do tego dochodzą policjanci - jest ich tutaj zatrzęsienie!!! Za każde kilka km przekroczenia prędkości grozi mandat. I bardzo sprawdzają czy wszyscy pasażerowie mają zapięte pasy - tutaj to obowiązek, natomiast w Kenii zapinanie pasów jest tylko zalecane. W Kenii jeździ się zupełnie inaczej, chociaż ze względu na bardzo dużą ilość wypadków samochodowych rząd wprowadził ograniczenie prędkości. Samochody takie jakimi my jeździliśmy mają zamontowane tachometry i więcej niż 80 km/h nie pojadą. My nie...ale za to inni...bo istnieje tam pierwszeństwo jazdy, czyli prawo dżungli. Pierwszy jedzie duży, potem ten troszkę mniejszy, potem mały, a jak przeżyje to na końcu rowerzysta. Pieszy w prawie dżungli nie istnieje, musi sobie biedak radzić sam. A wyprzedzanie...wyprzedza się jak i kiedy się chce. Z prawej, z lewej, cysterną ciężarówkę, a ciężarówkę autobusem. A że pasów zabrakło, to osobówka zmieści się jeszcze na skraju buszu. Pod górkę, czy na zakręcie, na zakręcie pod górkę – nic nie jest przeszkodą :) 


    Dojechaliśmy do granicy tanzańsko - kenijskiej. Przekraczamy ją w innym miejscu niż kiedy wjeżdżaliśmy do Tanzanii i porównując te dwa przejścia graniczne to ...jak ogień i woda. 
W pierwszym miejscu, w Tavecie było czysto, schludnie, pusto... Teraz to miejsce absolutnie nie przypomina mi żadnego wcześniej widzianego przejścia granicznego. Brud, syf, tłum ludzi, jakieś nielogiczne dla mnie zawijane drogi...od posterunku do posterunku /bo nawet jeśli na to nie wyglądały to jednak posterunki były ;) /  
    Po przejechaniu następnych kilku kilometrów przerwa na lunch i zmianę samochodów. Jaka szkoda!!! Istnieje tam przepis, wg którego do Parków w Tanzanii może wjechać tylko i wyłącznie samochód z tanzańską rejestracją prowadzony przez kierowcę z odpowiednią licencją. Kenijczycy odwdzięczyli się tym samym - do Parków w Kenii mogą wjechać tylko samochody na kenijskich rejestracjach. Przesiadamy się zatem z naszych Toyot Land Cruiser do busików :( Żegnamy się również z Wilsonem :(((((( To wspaniały facet i fantastyczny kierowca. Jakoś mi się tam żal wtedy zrobiło - kończy się jakiś etap - zaczyna drugi. Nasz nowy kierowca Elkana wydaje się taki...nowoczesny ;) nie kenijski.



    Dojechaliśmy już do Parku Amboseli. Znam to miejsce, znam tą bramę, czuję się pewnie :)


   To w tym Parku widzieliśmy lwa zjadającego masajską krowę ;) Czy tym razem też coś nas zaskoczy? Zdradzę już na początku, że niestety - nic nas nie zaskoczyło! Nic, a nic!!!
   Widzieliśmy za to słonie...mnóstwo słoni!!! Zobaczcie


    Przy bramie Masajki próbują sprzedać swoje wyroby czyli nic się nie zmieniło :)


   Po przejechaniu bramy od razu zaczęliśmy wypatrywać szczytu...pokaże się czy nie? ;)


  Coś widać...nieśmiało się wynurza... ;)






   No pięknie!!! :) Co jakiś czas, kiedy tylko chmury pozwoliły nam na to - mogliśmy oglądać ośnieżony szczyt Uhuru na wulkanie Kibo :)

   Po odwiedzeniu Parków: Serengeti, Ngorongoro, Lake Manyara ten wydał nam się taki pusty, taki jakiś jałowy. Wygląda na to, że gdzieś dalej pada...i to porządnie!





    Jedziemy dalej i mam nadzieję, że deszcz nam nie przeszkodzi w poszukiwaniu zwierząt.



Pojawiają się zebry


    Czapla czarnogłowa



    Żuraw koroniasty



    gęsiówka egipska


    Oczywiście bawoły...



    I bliżej nieokreślony drapieżnik



   W Amboseli królem zwierząt jednak nie jest lew, gepard ani lampart. Prawie na każdym kroku natykamy się na pełnego majestatu słonia...na całe tabuny słoni!
















   W pewnym momencie zatrzymaliśmy się między dwoma ogromnymi stadami słoni, było ich mnóstwo - duże, mniejsze i maleństwa 😊 Co chwilę po kilka sztuk przechodziły przed drogę, maluszki dzielnie dotrzymywały dorosłym kroku. 
















    Obserwowaliśmy jak matka uczy swoje młode wygrzebywania smakołyków :) Małe naśladowało każdy jej ruch.


    Jeździliśmy po Parku tylko 2 - 3 godziny, nie widzieliśmy żadnych innych zwierząt. No cóż...teoretycznie powinniśmy się cieszyć z widoku Kili, z obserwowania słoni...pozostał jednak wielki niedosyt!





    Późnym popołudniem dojechaliśmy do Sentrim Amboseli Lodge. I tutaj kolejny szok! W zeszłym roku spaliśmy w namiotach ze strzechą, teraz tylko strzecha została - ścianki wymurowali.
W środku nic się nie zmieniło, ale klimat już nie ten - nie podobało mi się.
   My nie spaliśmy jednak w tym miejscu. Zrzuciliśmy tylko bagaże, wzięliśmy plecaki i popędziliśmy do wyjścia. Tam czekali na nas już Masajowie, z którymi byliśmy umówieni wcześniej. Tą noc spędziliśmy w prawdziwej masajskiej chacie, w środku buszu 😃😃😃 Rano wróciliśmy na śniadanie
i wyjechaliśmy do ostatniego już Parku - Tsavo.
   O Masajach opowiem w osobnym wątku.
   Zdjęć z terenu Lodge mam tylko kilka, w poście z zeszłego roku jest ich więcej. Teraz nie było czasu ich robić ;) zresztą /poza murowanymi domkami/ nic się nie zmieniło.





    Hotelowe trawniki upodobały sobie mangusty





   Przed hotelem na drzewach buszowały małpki


   Ostatni rzut oka na pięknie odsłonięte tego dnia Kilimanjaro i wyruszamy w kolejny etap naszej podróży. Do zobaczenia w Tsavo :)



4 komentarze:

  1. Fajne te małe słoniki, takie pocieszne :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko słonie nam tam dopisały... ale za to tych maluchów było mnóstwo!:)

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Kusi mnie wejście...oj jak bardzo mnie kusi! Ale chyba lata już nie te ;)

      Usuń

Copyright © 2017 Wojaże Słowików