3/12/2016

Tanzania i Kenia - 2016 - Moje Randez Vous z Masajami

 

   Wspomniałam już w innym poście, że na terenie Kenii żyją 42 różne plemiona, natomiast
w Tanzanii żyje ich aż 120. Zdecydowanie największą grupę stanowią Masajowie i to właśnie o nich będzie ten post.

Na początek krótki filmik :)


     Dlaczego wybrałam właśnie to plemię? Dlatego, że akurat z nimi miałam styczność podczas swojej podróży oraz dlatego, że…mają to coś! ;) Godność, duma…tego im na pewno nie można odmówić. Przyznaję – innych plemion nie poznałam więc porównania za bardzo nie mam.
Pierwszy raz widziałam Masajów w ubiegłym roku. Można ich spotkać w całej Kenii, natomiast
w Tanzanii jest ich najwięcej między Parkami Ngorongoro, a Serengeti.  Wiodą takie życie, jak ich przodkowie całe stulecia temu. Nie przejmują się przemijaniem czasu, ich życiem rządzą wschody
i zachody słońca oraz zmieniające się pory roku. Można zauważyć ich jednak w miastach, na promach, nawet w hotelach zatrudnionych głównie jako strażników. No cóż…świat się zmienia ;)

     W czasie pobytu w Tanzanii miałam okazję odwiedzić jedną z wiosek, położoną tuż przy Ngorongoro. Pisałam już wcześniej, że tej atrakcji nie planowałam - dostosowałam się do reszty grupy. Nie chciałam oglądać ustawionych w rzędzie dzieci, wymuszonych tańców...dla mnie to turystyczny cyrk, rozpalanie ognia, tańce, skakanie po żonę /kto skoczy wyżej/ - dla mnie to sztuczna rozrywka. Załatwiliśmy sobie prywatną wizytę w wiosce, ale na terenie Kenii - w Amboseli. Mieliśmy spędzić tam noc i nic nie miało być udawane. Chciałam poznać ich życie...prawdziwe życie, a nie na pokaz. Teraz jednak znalazłam się w innej wiosce i wiecie co...coś mnie zaskoczyło /pozytywnie oczywiście/, ale po kolei... ;)

      Masajowie w tej wiosce chyba przez cały dzień czekają na turystów. Gdy tylko przyjechaliśmy kobiety powitały nas śpiewem.



    Panowie natomiast zaczęli się zbierać w większą grupę i po chwili też zaczęli swój śpiew i taniec. Charakterystyczny taniec Masajów to Adumu.







   Było w tym śpiewie coś niesamowitego. Ton gardłowy, rytmiczny, wibrujący...widzieliśmy jak niektórzy z Masajów wpadali w trans - ten ich śpiew zrobił na nas niesamowite wrażenie!
   Potem przeszliśmy już do środka. Wioska Masajów to enkang - jest otoczona płotem w kształcie okręgu, który jest budowany przez mężczyzn, zazwyczaj z ciernistej akacji.


   W tym płocie jest otwór wejściowy, który na noc jest również zakrywany. Za płotem budowane są chaty /enkaji/ - wyglądają jak lepianki, ale właściwie to dobre określenie :) Wyobraźcie sobie dom zrobiony z gałęzi, patyków, uzupełniony krowimi odchodami, błotem i popiołem. Dach wyłożony jest trawą. Tak właśnie kobiety/bo to domena kobiet/ budują swoje domy.





   W chacie - na tej niewielkiej przestrzeni Masajka gotuje, je, śpi, przechowuje żywność, wodę, paliwo oraz wszystko co posiada.





   W samym środku wioski znajduje się boma czyli zagroda. W nocy wszystkie krowy i kozy są zamykane w centrum wioski. Chaty wraz z płotem tworzą podwójny kordon broniący nocą dostępu do tego największego masajskiego dobra – bydła i kóz.

    Masajowie uważają, że całe bydło na świecie należy do nich ;) Nie występują tu kradzieże krów....Masaj ich nie kradnie - on po prostu zabiera to co do niego należy :)))
    Zwróciliśmy uwagę na Masaja, który się nami zajmował...piękny był! :) A jakie miał rzęsy!!!



   Rzęsy jak najbardziej na plus, ale oczy miał już dziwne...białkówki zaczerwienione - pewnie od dymu. Weszłam do jednej chaty w trakcie przygotowywania posiłku. I jak szybko weszłam - tak szybko wyszłam. Dym gryzł oczy, nie dało się oddychać...nie wiem jak oni to wytrzymują.
   A to zdjęcie jest jednym z moich ulubionych...co za spojrzenie! ;)












    Większość Masajów pozbawiona jest dolnego środkowego zęba, podobno po to by w razie szczękościsku spowodowanego tężcem przez rurkę można było podać naturalne lekarstwo. 

    Masajowie ubierają się głównie w trzech kolorach. Zakładają na siebie shukę - jest to prostokąt z bawełny. Czerwony odstrasza, niebieski przynosi szczęście, czarny lub brązowy...tak ubierają się chłopcy, którzy są Moranami. Dorastając przechodzą ceremonię obrzezania, tzw. emoratę. W końcu każdy z nich chce się stać wojownikiem :) Po obrzezaniu mieszka w chacie, którą zbudowała mu matka - ta chata to Manyatta, jest zbudowana poza wioską i nie ma żadnego ogrodzenia. Muszą udowodnić, że zasługują na miano obrońcy wioski :) Następne informacje są już rozbieżne. Źródła oficjalne podają, że dawniej kandydat na wojownika musiał iść do buszu i siedział w nim tak długo, dopóki nie zabił lwa - obecnie już lwów się nie zabija. Tymczasem podczas prywatnej rozmowy z Masajami w Amboseli potwierdzili oni, że Morani w dalszym ciągu idą do buszu po to trofeum. Zabierają wtedy ze sobą tarcze ze skóry bawołu oraz dwustronne dzidy, które posiadają jeden grot ostry, a drugi tępy, służący do ogłuszania. U mnie taka tarcza wisi w pokoju :)


   Jeśli któremuś z Moran uda się zabić lwa to wszyscy wtedy wracają już do wioski, zwycięzca zostaje "starszym wojownikiem" i nie musi już wypasać bydła, a reszta czeka na następną możliwość udowodnienia, że tego lwa są w stanie i potrafią zabić. W dalszej rozmowie jednak Masajowie powiedzieli..."nie  - my lwów nie zabijamy" ;) Jaka jest prawda...nie mam pojęcia.

    W zeszłym roku opisywałam jak Masajowie pogonili lwa, który zabił im krowę. Wtedy dowiedziałam się, że w takich sytuacjach mogą tego lwa zabić, w emocjach - tak, jako akt zemsty - nie. Dyrekcja Parków powinna im tą krowę odkupić lub wypłacić równowartość. Podczas tego pobytu Masajowie skarżyli się, że nikt im bydła nie odkupuje, w takich sytuacjach zostają jeszcze zbesztani, że niedostatecznie pilnują swoich krów.

    Tuż przed naszym przyjazdem 3 Masajów zabiło lwa. Nie wiem czy w obronie swoich zwierząt, czy z chęci stania się wojownikiem - zostali zatrzymani, siedzą w więzieniu i grozi im 30 lat. Może to pokazówka..nie wiem. Dla Masaja samo więzienie oznacza śmierć.

   Na nogach Masajowie mają sandały wykonane najczęściej z opon. Niektórzy chodzą boso /najczęściej dzieci/



   Ozdób zakładają bardzo dużo, jak widać - na kostkach też :) Ale trzeba zwrócić uwagę na uszy bo...dużo się tam dzieje :))))



   Pochodziliśmy po wiosce, zajrzeliśmy do szkoły, Masajowie pokazywali jak rozpala się ogień i tyle.









   To właśnie szkoła.





    Każdy Masaj powinien mieć ostry półmetrowy nóż... nazywa się ol-alem i sprawdzałam...jest ostry jak żyletka!



    Ta wycieczka dobiegła już końca. Było gorąco, kolorowo, sztucznie, ale....mimo wszystko fajnie :)

    W Amboseli czekali na nas inni Masajowie. Umówiliśmy się jeszcze przed wyjazdem do Kenii, że zostaniemy u nich na noc. Po przyjeździe tylko potwierdziliśmy nasz zamiar. Wiadomo...jadąc w gości nie można przybyć z pustymi rękami więc przygotowywaliśmy się do tych odwiedzin jeszcze w Polsce. Co im zabrać? Co najbardziej ich ucieszy? Robiliśmy rozeznanie i dowiedzieliśmy się, że potrzebują okulary korekcyjne, ubrania dla dzieci, koce. Hmm...koce jak najbardziej, ale ileż tych kocy możemy zabrać? One zajmują bardzo dużo miejsca. Zeszytów mieliśmy nie zabierać.

   Przyszła pora na zakupy więc odwiedziliśmy chińskie centrum i mało tam oczopląsu nie dostałam ;) Biegałam między półkami, między regałami - kompleciki, np. dla chłopców z logo Barcy, dla dziewczynek może ze spódniczką, a może jednak ze spodenkami, różowe, niebieskie, a może malutkie crocsy, bo wygodne, a może tenisówki...dobierałam kolory, rozmiary...uff! Wydawało mi się, że mamy tego dużo. Oczywiście bez słodyczy i jakichś gadżetów szkolnych nie mogło się obejść - jednak :) Właściwie jedna walizka wypełniona była rzeczami dla dzieci. No i te koce! Kupiłam dwa - po to, żeby na nich spać, a potem chciałam je tam zostawić. Nie wiedziałam jeszcze jakie warunki będą na nas czekać na miejscu.

     Zostałam uprzedzona, że mam sobie przygotować jakieś ciuchy, które będę mogła od razu wyrzucić, albo u nich zostawić gdyż będę przesiąknięte strasznym smrodem! Masajowie do ogniska wrzucają łajno słonia, które okropnie śmierdzi! No ok...zapakowałam sobie do reklamówki ciuchy do przebrania i zawinęłam ją szczelnie. Do tego zapas wody, latarka, chusteczki antybakteryjne, papier toaletowy, mugga do plecaka - jestem gotowa! :))) Postanowiłam nie zabierać aparatu, wystarczy, że mąż zabrał swój.
    Późnym popołudniem pod hotel zajechały motorki - jedziemy po sawannie z Masajami do ich domów - szok!!!



    Na początku nerwowo rozglądałam się czy jakieś dzikie zwierze nie wyskoczy gdzieś z krzaków ;) Serce waliło mi jak oszalałe...już mi się podobało! :))))
    Jechaliśmy może z 20 minut, dojechaliśmy jak się ściemniało. Zdążymy wydoić krowy - ok. Nigdy krowy nie doiłam więc pora spróbować :)
Chaty wyglądały podobnie jak w tanzańskiej wiosce.



 


    Poprosiliśmy, żeby przyszły dzieci - chcieliśmy im rozdać rzeczy zanim pójdą spać. Dzieci przyszły...cała chmara dzieci!!!! Nie starczy dla każdego, za mało mam...i co teraz zrobić??? Pal licho komplety ze spodenkami czy spódniczkami...brałam jedną rzecz z torby, wybierałam "na oko" dziecko wg wzrostu, stopy też mierzyłam oczami...horror! Dzieci były bardzo grzeczne chociaż widziałam jak  rwały się żeby coś dostać. Jednego chłopca źle oceniłam, dostał za małe buty...nie oddał już, to nie szkodzi, że za małe - ważne, że są! Niestety - nie wystarczyło prezentów dla wszystkich, dzieliłam nawet gumy po 1 szt. Część dzieci zostało bez niczego...nie da się opisać tego co wtedy czułam, nie miałam już im co dać.
 
   Wódz tej wioski był już sędziwym człowiekiem, zaopiekował się nami jego syn Moses. Powiedział, że będziemy spać w chacie jego matki - możemy teraz przejść tam i zostawić swoje rzeczy -ok, idziemy.


    W chacie było bardzo ciemno, w ruch poszła latarka. Pierwsze wrażenie...o rany!!! Ciemno, ciasno, ale...o dziwo - w miarę czysto, nie widać żadnego robactwa, nic nie śmierdzi. W głównym pomieszczeniu, na środku było miejsce na ognisko, tam posiedzieliśmy chwilę. Spaliśmy w drugiej "izbie". Łóżko z patyków pokryte było skórą, położyliśmy na nim koc - nie jest tak strasznie ;)



   Na tym zdjęciu powyżej widać okienko, z boku było jeszcze jedno :)




   Przyszła pora na dojenie krów. Moses zamknął chatę na kłódkę i pokazał nam jak chowa klucz. Chciał żebyśmy się poczuli bezpieczni, że nikt nie będzie grzebał w naszych rzeczach.
Po wydojeniu krów czeka nas barbecue :)))) Ciekawe co dla nas przygotują, pewnie zabiją jakąś kozę.


    Hmm...jak się doi krowy po ciemku? ;) Jak się doi krowy w ogóle??? :)))) Szczerze? Nie potrafię! Próbowałam, krowy mi uciekały, biły ogonami...ale przynajmniej pierwszy raz trzymałam krowiego cycka w rękach :)))) Masajki doją w całkowitych ciemnościach, robią to szybko, sprytnie - podziwiam. Po kilku próbach wycofujemy się, rano spróbujemy z kozami :)

   Za chatami było miejsce na ognisko, Masajowie przynieśli nam krzesełka. Zaczyna mi się coraz bardziej podobać :) Sporo ich się tam zebrało, w końcu nie codziennie przyjeżdżają do nich nocować biali /mzungu/ goście :)
 


   Czekaliśmy na jakieś jedzonko, ale wyjaśniło się, że dla Masajów barbecue oznacza po prostu ognisko :) Nie szkodzi...aż taka głodna nie byłam. 



   Moses zaproponował nam herbatkę, był dumny, że może nas nią poczęstować :) Najpierw przyniósł blaszane kubki, pokazał, że są czyste...naprawdę były czyste. Potem przyniósł termos z herbatą...hmm...ten już nie wyglądał dobrze. Nalał gorący napój każdemu do kubka - i jak tu nie obrazić nikogo, ale nie zrobić sobie krzywdy? Po prostu udawałam, że piję. Masajowie piją herbatę z mlekiem. 


Zaproponowali nam też tabakę


    Zaczęła się dyskusja. Masajowie porozumiewają się między sobą w języku maa, każdy zna jeszcze język suahili i niektórzy angielski. Rozmawialiśmy oczywiście po angielsku, a Moses potem tłumaczył innym w swoim języku. Byliśmy bardzo ciekawi ich życia w Kenii, ich zwyczajów, a oni byli bardzo ciekawi Polski i Europy. I my i oni mieliśmy mnóstwo pytań! Między nami siedział chyba najstarszy w tej grupie Masaj i to on miał pierwszeństwo w zadawaniu pytań - inni musieli zaczekać :) Widać, że starsi członkowie plemienia cieszą się szacunkiem.

    Pierwsze pytanie starszego pana: - mamy niedaleko luksusowy hotel, super warunki - co się stało, że zamieniliśmy to na spanie w takiej chatce wśród Masajów? Byli tego bardzo ciekawi. Tłumaczyliśmy, że ważniejsza dla nas od luksusu jest atmosfera, poznanie prawdziwego życia mieszkańców, ich zwyczajów itp... z uznaniem kiwali głowami :)

    Potem bardzo interesowało ich ile człowiek w Polsce musi mieć ziemi i bydła żeby być bogatym? Hmm...Odpowiedziałam, że u nas bydło i ziemia nie są wyznacznikiem luksusu, chociaż...Tłumaczyłam, że u nas bogactwem jest posiadanie dobrej pracy, regularnych zarobków, domu, dobrego samochodu itp... Kiwnął głową...acha...że zrozumiał, a za chwilę pyta: to jak młody chłopak chce się żenić to ile ojciec musi mu dać bydła? Hahaha....taka to była rozmowa :) W społeczeństwie Masajów o statusie i pozycji mężczyzny decyduje wielkość jego stada oraz liczebność potomstwa. Kto ma mniej niż 50 sztuk bydła, uchodzi za biednego. Masaj ufa, że przy pomocy licznych żon i dzieci zostanie posiadaczem olbrzymiego stada, składającego się nawet z tysiąca zwierząt. Kiedy Masajowie się witają to nie mówią "jak się masz" tylko "jak się ma Twoje stado"

  Tłumaczyłam, że kiedy poznaliśmy się z mężem, byliśmy oboje bardzo biedni, ale mieliśmy pracę i w miarę upływu czasu nasza pozycja trochę urosła, dodałam też, że mamy trójkę dzieci... widziałam w ich oczach uznanie :)

     Potem rozmowa zeszła na politykę, byłam zaskoczona, że Masajowie bardzo interesują się kto nimi rządzi i biorą udział we wszystkich wyborach. W Kenii każdy jest z jakiegoś plemienia i każdy chce mieć swojego przedstawiciela w rządzie. Dużą wagę przywiązują też do nauki - ważna jest matematyka, angielski i geografia - dla mnie to logiczne :) Moses opowiadał, że liczą się tylko prywatne szkoły - są o wiele lepsze od tych państwowych. Płacą kilkaset $ rocznie za szkołę. Podstawą jest mundurek szkolny - do tej pory myślałam, że szkoła zaopatruje dzieci w te ubranka. Zaopatruje, ale rodzice muszą zapłacić. Nie stać kogoś na mundurek - nie będzie chodził do szkoły.

    Rozmawialiśmy o różnych sprawach, nie sposób o wszystkich pamiętać ;) W pewnym momencie zapytałam o obrzezanie kobiet, ale Moses szybko odpowiedział, że rząd tego zabrania i temat się urwał...byliśmy ich gośćmi, nie wypadało poruszać drażliwych tematów. Zapytałam w jaki sposób przechowują mleko. Przecież temperatury są wysokie, lodówek nie ma, a bydła i kóz jest dużo...Moses przyniósł taką jakby tykwę i powiedział, że w tym mleko może być długo przechowywane. Każdy brał ją do ręki i wypijał troszkę. Doszło do mnie...wypiłam :) To było bardzo smaczne mleko. Moses popatrzył, podniósł kciuk do góry i powiedział: Ty już nie jesteś mzungu! Jesteś siostrą Masaja :))) Oj jaka byłam wtedy dumna! Mleko ma dla nich niezwykłą wartość, nie tylko dlatego, że stanowi podstawę pożywienia. Do tej pory bardzo przestrzegane jest to, z kim się je pije. Nie wolno wypić go z obcym, lecz wyłącznie z tymi, z którymi ma się wspólnych przodków. Tym bardziej jestem dumna z tego co usłyszałam. Dodam, że mąż  nie dostąpił tego zaszczytu :)))
   A dosłownie wczoraj przeczytałam, że aby pozbyć się przykrego zapachu - tykwy myje się w krowim moczu! Ups... ;)))



   Pytałam też czy oprócz mleka piją krew - tak, piją. Przebijają krowie tętnicę szyjną i zbierają krew...chyba ok. 2 litrów. Potem zalepiają ranę jakimiś liśćmi i gliną. Jedną krowę można tak wykorzystać tylko raz na 3 miesiące.

    To była niesamowita noc! Na niebie było tyle gwiazd, że widziałam ich chyba więcej na niebie niż w planetarium we Fromborku ;) Pierwszy raz w życiu widziałam Drogę Mleczną na niebie :)))

    Po kilku godzinach rozmów odezwała się naturalna nasza potrzeba, zapytaliśmy się gdzie można zrobić siusiu? W wiosce nie można. Jak to nie można??? Swoje potrzeby załatwia się w buszu. Ale przecież jest noc! Nie szkodzi - Moses z nami pójdzie :))) Ok - to idziemy. Wejście do wioski jest na noc zagradzane różnymi patykami i gałęziami, częściowo je odgarnęli, trochę pogimnastykowaliśmy się żeby wyjść na zewnątrz. Bez latarki oczywiście ani rusz.



   Przeszliśmy chyba kilkadziesiąt metrów i Moses powiedział: tu możecie sikać, odwrócił się, a my... każdy zrobił to co chciał :) Latarki na chwilę wyłączyliśmy - jak tam było ciemno!!!

   Wróciliśmy jeszcze na chwilę do ogniska. Mąż miał w komórce zgrany filmik z ubiegłego roku, na którym widać było jak Masajowie biegną przegonić czy zabić tego lwa...pokazał im - ale było poruszenie!!! Jeden z Masajów rozpoznał siebie na tym filmie :) Mąż jeszcze powiedział, że teraz ten film puściła znana stacja tv i oglądać go mogą ludzie na całym świecie...nie da się opisać ich reakcji! Byli dumni, szczęśliwi, zszokowani...ogólnie było super!

   Pytali się o śnieg, o wygląd miast, o rozwody...bardzo ich te rozwody interesowały i śmiali się, że jak to tak może być, że ludzie się rozwodzą, ojciec dziecka nie ma, a jeszcze musi na nie płacić - nie potrafili tego zrozumieć.

   Przyszła pora spać, umówiliśmy się, że pobudka będzie o 5.30 - nie wiem czemu tak wcześnie ;) Nie powiem, że spało mi się wygodnie ;) bo było twardo, ale bez przesady! Wszystko to kwestia przyzwyczajeń, umiłowania luksusu bądź nie i odpowiednich, wcześniejszych przygotowań. Koc pod sobą miałam, nie było tak źle :)
   Rano Moses punktualnie wszedł do naszej chaty, jeszcze zaspany, przyniósł nam na śniadanie gorącą herbatkę...


   A oto nasz Moses. Zaproponował nam prysznic :) Mieszkańcy tej wioski mają swoją studnię, ale za wioską. W ciągu dnia możemy tam pójść umyć twarz i ręce. Toaletę całego ciała można wziąć, ale tylko w nocy. Zrezygnowaliśmy :)


   Na dworze było jeszcze ciemno, posiedzieliśmy chwilkę przy herbacie - było miło :) Pora wydoić kozy :))) Na dworze już zaczęło świtać




    Krowy już zostały wydojone przez pracowite Masajki i większe dzieci.



 


   Tym razem mleko popłynęło :))))
   To zdjęcie zrobiłam kobiecie raniutko - one chyba wcale tych ozdób nie ściągają :)


    Moses powiedział, że tej nocy, do wioski obok zakradł się lew i zjadł kozę. Ściemnia...:))) Pewnie tak mówi żeby uatrakcyjnić nam pobyt. Ale powiedział, że nam pokaże - dobra, to idziemy. Wioska oddalona była może ze 100 m od tej, w której spaliśmy.
Zrobiło się już całkiem jasno, można było zrobić wyraźniejsze zdjęcia chat





   Kierujemy się jednak do sąsiedniej wioski




   Idziemy wprost na Kilimanjaro :)) Szkoda, że nie odkryło się całe



   Moses pokazał nam ślady lwa


Faktycznie! Ślady prowadziły do wioski


    Ta wioska jest inna, chaty nie są okrągłe tylko prostokątne. Dzieci szykują się już do szkoły.









    Moses pokazał nam jeszcze miejsce, w którym lew przedarł się przez ogrodzenie - niestety, nie mam zdjęcia tego miejsca. Popatrzyliśmy sobie i wracamy. Nagle dotarło do mnie...przecież w nocy szliśmy w tą stronę sikać! Nieźle... ;)

   Tak jak przyjechaliśmy - na motorkach odwieźli nas do hotelu.





   Tak wyglądała moja przygoda z Masajami. Teraz, dopiero po jakimś czasie zaczynam to co przeżyłam bardziej doceniać. Dotknęłam tylko cząstki ich bogatej kultury i absolutnie nie mogę powiedzieć, że znam Masajów bo ich nie znam :) Dla mnie to zupełnie inny świat, jestem pełna podziwu dla nich, tak mocno utwierdzonych w swojej tradycji i świadomych swojej wartości. Bo mimo, że przez wielu pogardzani, Masajowie dumni są z tego że są Masajami!

  

9 komentarzy:

  1. Świetna przygoda, z tym spaniem u Masajów. Asiu, jak zorganizowaliście ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to zorganizowaliście ? :-)

      Usuń
    2. Przygoda rzeczywiście przednia :) Przyznam Ci się, że stracha miałam potężnego, ale zupełnie niepotrzebnie! Pomogła nam ten nocleg zorganizować daleka krewna, która mieszka tymczasowo w Mombasie.

      Usuń
  2. Super przygoda :) Pamiętam, jak się obawiałaś tego noclegu przed wyjazdem ;) Jak widać zupełnie niepotrzebnie :) Pozostały za to piękne wspomnienia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak :) Wspomnienia są...teraz nawet lepsze niż bezpośrednio po ;)

      Usuń
  3. Kola wzruszylam się. Co za opowieść. Pozdrawiam Mara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)))) Jeśli Ci się spodobało to tym bardziej się cieszę.

      Usuń
  4. Zazdroszczę i dziękuję za piękną opowieść. Chcę więcej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więcej? ;) Żeby było więcej - trzeba tam wrócić. Dziękuję :)

      Usuń

Copyright © 2017 Wojaże Słowików