12/22/2019

Gran Canaria - grudzień 2019

     Na Gran Canarii byłam już bardzo dawno temu i przyznam, że jedyne co zapamiętałam z tego wyjazdu to wydmy Maspalomas i jakieś przejażdżki po górach, których z powodu niedyspozycji nie byłam w stanie oglądać. Czytając relacje i oglądając zdjęcia innych, Gran Canaria nie była nigdy na czele mojej listy miejsc, które bardzo chciałabym zobaczyć. Dlaczego więc tam wróciłam? Jest grudzień, zima w mieście nijaka – można się troszkę ogrzać w cieplejszym klimacie. Wybrałam opcję wyjazdu na warsztaty foto więc coś nowego na pewno w głowie mi zostanie 😉 no i ludzie – na warsztatach fotograficznych zawsze jest fajnie!!!




   Wyjazd był zaplanowany na tydzień i w tym czasie mieliśmy objechać wyspę wzdłuż i wszerz. Zaczęliśmy oczywiście od Wydm Maspalomas i faktycznie ich widok jest imponujący! Można się przejść po tej wielkiej piaskownicy, ale trzeba mieć do tego niezłą kondycję.






    Na wydmy wybraliśmy się też rano, tuż przed wschodem słońca. Koleżanka ubrała sukienkę i mogliśmy też poćwiczyć zdjęcia z modelką :)







   Skoro zaczęłam od wybrzeża to na razie przy nim zostanę ;) bo Gran Canaria to przede wszystkim plaże, choć nie tylko. Można rozłożyć się na złotym piasku, na kamieniach bądź na skałach - wybrzeże jest naprawdę różnorodne. Czasem wschody czy zachody słońca podziwialiśmy fotografując ogromne klify.



    Można poćwiczyć z filtrami i długimi czasami.





    W miejscowości Agaete odwiedziliśmy też fajne, naturalne baseny, w których można się wykąpać.


    I charakterystyczne białe domki



Widok na plażę Tauro



    Na Gran Canarii jest jeszcze jedno, świetne miejsce - to Bufadero de la Garita. Jest to zespół bazaltowych skał, które zanurzone są w wodach oceanu i przypominają coś na kształt pierścieni. Na skutek wulkanicznych wybuchów u ich nasady powstały tunele, przez które obecnie swobodnie przepływa woda. W momencie przypływu taki skalny basen wypełnia się po brzegi, a woda tryska niczym wulkaniczna lawa. Przy odpływie natomiast woda ucieka pozostawiając puste miejsce.

     Przyznam, że bardzo ciężko robiło mi się tam zdjęcia, a jeszcze ciężej było jak doszło do obróbki.





    Wspomniałam wcześniej, że Gran Canaria to przede wszystkim plaże. Właściwie to plaże i góry! Choć wyspa nie jest zbyt duża, oferuje bardzo różnorodne widoki. Zostawiamy więc wybrzeże i jedziemy w głąb wyspy do miejscowości Artenara.


   Jak widać na zdjęciach, drogi są tam kręte i często z jednej strony mamy skały, z drugiej przepaść. Wzdłuż całej drogi, co jakiś czas znajdują się zatoczki gdzie można wysiąść z samochodu i podziwiać piękne widoki.





    Dojechaliśmy do Artenary i nagle szok! Temperatura z ponad 20C zmieniła się na 6C! Niska temperatura, deszcz i dość silny wiatr nieźle dał nam się w kość. Zjedliśmy za to obiad w niesamowitej scenerii - w restauracji wykutej w skale.



    Widok z tarasu był przepiękny! Szkoda tylko, że pogoda nam się tak zepsuła.




    Kilka miesięcy temu na Gran Canarii szalały potężne pożary, spłonęło kilkanaście tysięcy hektarów lasów. Wokół widać spalone drzewa, krzewy, ziemię....widać też jak przyroda się odradza :) Króluje tu sosna kanaryjska, która jest bardziej odporna na ogień, ponieważ z wiekiem pokrywa się kolejnymi warstwami kory i po pożarach, bardziej chroniony pień wypuszcza nowe pędy.





   Śpimy w przepięknej hacjendzie z widokiem na Roque Bentayga. Mieliśmy do dyspozycji cały dom z basenem, w ogrodzie można było zrywać pomarańcze...tylko ta pogoda!!!



    Dalej jeździmy po górach, pora na jeden z symboli Gran Canarii czyli Pico de las Nieves. To najwyższy szczyt wyspy /1949m n.p.m./, do którego dojeżdża się samochodem :)) W pogodny dzień ze szczytu /podobno/ widać większą część wyspy i wulkan Teide na Teneryfie - nas jednak na górze przywitały nisko położone, pędzące chmury.





    Można było sobie pochodzić....z głową w chmurach :))



    Kiedy słońcu udało się przebić przez chmury, mogliśmy obejrzeć taki malutki brockenik


    Wracając na wybrzeże, ukazała nam się wspaniała, podwójna tęcza :))


    Wybraliśmy się jeszcze do Wąwozu Barranco Hondo. Ale temperatura nam się dała wtedy we znaki! Było strasznie gorąco!



   Nie byłam w Meksyku, ale właśnie tak sobie go wyobrażam ;)




    Pora na zwiedzanie miasteczek. Znaleźliśmy troszkę czasu na w miarę leniwe ;) spacery po Las Palmas, Arucas i Puerto de Mogan.



    Najpierw Las Palmas i Arucas. My wybraliśmy się na starówkę.











    Kawka w takim miejscu smakuje wybornie! :))









   I na koniec perełka :)) Puerto de Mogan. To takie urokliwe, nadmorskie, niesamowicie ukwiecone miasteczko.











   Po zachodzie słońca, na nabrzeżu znalazłam takie cuda ;)



   To wszystko co chciałabym pokazać i zapamiętać z tego wyjazdu. Wyjazd bardzo udany, zobaczyłam, utrwaliłam na zdjęciach nowe miejsca, nauczyłam się też nowych technik foto i za to bardzo dziękuję. Co do Gran Canarii...mam mieszane odczucia. Klimat jak najbardziej na tak, oczywiście różnice temperatur między wybrzeżem, a górami znaczne. Widoki przepiękne, szczególnie w górach, natomiast wielkie, hotelowe blokowiska przyklejone do skał - zupełnie do mnie nie przemawiają. Ja tam byłam tydzień i w zupełności mi to wystarczy :))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2017 Wojaże Słowików