1/29/2020

Niespodziewany Meksyk - styczeń 2020

    Pierwszy raz mi się to przytrafiło - dwa dni przed wylotem nie wiedziałam czy i gdzie polecę. Mieliśmy ustalony budżet, ściśle zaplanowany urlop w pracy tylko...no właśnie - jakie /w miarę ciepłe/ miejsce wybrać żeby zmieścić się w zaplanowanej kwocie? Czekaliśmy dosłownie do ostatniej chwili i w końcu zdecydowaliśmy się na Meksyk. Wakacje kupione dwa dni przed wylotem....hehe, to lepsze niż hazard! :))



   To był szalony wyjazd! W dniu wylotu mąż miał ponad 39C i poważnie rozważaliśmy rezygnację. W końcu leki postawiły go na nogi, za to ja rozłożyłam się w podróży. Pierwsze dwa dni spędziłam w hotelowym łóżku! Całe szczęście, wszystko dobrze się skończyło - desperacja była większa od rozsądku ;) To miał być totalny reset na plaży, ze szklaneczką dobrego drinka. I ten wyjazd taki był - typowy wypoczynek.


    Wybraliśmy hotel Grand Bahia Principe Coba. Nie mogę się przyczepić do niczego; czystość, jakość i ilość jedzenia....wszystko było ok. Ci, którzy mnie znają wiedzą jednak, że to nie moje klimaty ;) Ten hotel to moloch! Właściwie to trzy ogromne hotele zajmujące olbrzymi teren....jak oni się tam nie pogubią z taką ilością gości....SZOK! Wszędzie daleko, oczywiście po terenie hotelu jeździ kolejka i wszędzie nas zawiezie, ale brakowało mi tam wielu rzeczy, przede wszystkim nie można było wyjść poza teren hotelu....bo gdzie iść?! Można było zamówić taksówkę i podjechać do Playa del Carmen, ale koszt to ok. 40$. Zresztą....będę opisywać wszystko po kolei.

    Pokój jak pokój ;) Wystarczająco dużo miejsca, czysto, mini barek /dwie butelki coli, dwa piwa, dwie fanty, woda, kawa, herbata/ i to uzupełniane codziennie. Klimatyzacja działała ok, ale my nie korzystaliśmy ;) Za gorąco mi nie było.




    Łazienka duża, czysta, kosmetyki itp.../zdjęć brak/. Do głównego lobby nie było jakoś strasznie daleko, ale można było podjechać kolejką.









   Takimi alejkami chodziliśmy na posiłki, na baseny czy na plażę. Po drodze można było spotkać różne zwierzaczki ;)




   Basenów jest kilka, jedne dla dzieci, inne spokojniejsze






   Idziemy na plażę, a właściwie jedziemy kolejką. Wagoniki jeździły co chwilę, nie trzeba było długo czekać.




   Jeżeli chodzi o leżaki to czasem trzeba było się troszkę nachodzić żeby jakieś wolne znaleźć.









   Na plaży największą atrakcją było obserwowanie nurkujących pelikanów oraz wiecznie kłócących się mew ;))










   Pelikanów mogłabym tu wklejać baaardzo dużo ;)) ale jeszcze potem do nich wrócimy. Z mewami też było wesoło :)) Uśmialiśmy się obserwując jak jedna zadziora broniła "swojego" parasola i z krzykiem odganiała pozostałe. Potrafiły też nieźle namieszać kiedy zobaczyły, że ktoś ma chociaż kawałeczek ciastka :)





   Wracając jeszcze do hotelu, można skorzystać z restauracji tematycznych, trzeba odpowiednio wcześniej zrobić rezerwację. My byliśmy w restauracji japońskiej - jedzenie mocno średnie, show niezłe ;) Natomiast restauracja francuska...poezja! POLECAM!!!


   O hotelu to tyle - wszystkiego niby pod dostatkiem, ale jak dla mnie brak kameralności, brak klimatu, brak tego czegoś.... ;) Jest zdecydowanie za duży!

   Pora wyruszyć gdzieś poza hotel. Oczywiście Chichen Itza! Nie przepadam za ruinami, ale będąc w Meksyku nie można ominąć jednego z siedmiu cudów świata :)) To co mi najbardziej przeszkadzało w tym miejscu to tłumy turystów! Wiem wiem... byłam jednym z nich. Zwiedzanie w takich tłumach do przyjemności nie należy. Oczywiście najcenniejszym zabytkiem Chichen Itza jest świątynia Kukulkana.




    Piramida Kukulkana różni się od tych egipskich ściętym wierzchołkiem. Każdy z dziewięciu jej poziomów rozdzielają schody. W sumie jest ich aż 365 i symbolizują ilość dni w roku. Sama konstrukcja piramidy ściśle nawiązuje do kalendarza Majów. Ciekawostką jest, iż we wnętrzu tej budowli archeolodzy odkryli kolejną piramidę. Wykładu nie będę robić, kultura Majów jest bardzo ciekawa, ale to przecież moje wspominki, a nie lekcja historii :)) Oprócz piramidy Kukulkana na szczególną uwagę zasługują również: Świątynia Wojownika, Tzompantli, obserwatorium astronomiczne El Caracol (tzw. Ślimak) i największe w Ameryce Środkowej boisko do obrzędowej gry w pelotę.











Świątynia Wojowników


Plac tysiąca kolumn. Kiedyś, wszystkie te kolumny były pomalowane na jaskrawe kolory.




   Kierujemy się już do wyjścia. Obiad mieliśmy zaplanowany w niesamowicie klimatycznym hotelu tuż przy wejściu do kompleksu.









   Niedaleko Chichen Itza znajduje się jedna z najpiękniejszych meksykańskich Cenot - Ik Kil. To miejsce jest przepiękne!!! To prawdziwy cud natury z lazurową wodą, egzotyczną roślinnością i światłem słonecznym wpadającym do środka przez naturalny otwór w ziemi. Można się tam kąpać, skakać do wody lub tak jak ja, napawać się tym przepięknym widokiem :))





   I pamiątkowe zdjęcie z tej okolicy :))


    Zupełnie innego rodzaju była następna wycieczka. Wybraliśmy Park Biosfery Sian Ka'an. To cudowne miejsce z dala od zgiełku tłumów, a widoki zapierają dech w piersiach! Nie do końca wszystko mi się podobało na tej wycieczce, ale ogólnie był to mile spędzony dzień. Jechaliśmy takim autkiem :)


Kiedy dojechaliśmy do dzikiej plaży, wszyscy przesiedli się do łodzi.








   Najpierw pływaliśmy wokół malutkich wysepek, w których schronienie znalazły liczne ptaki takie jak pelikany, fregaty, warzęchy, różne czaple i na pewno wiele innych :) Widzieliśmy wiele młodych , karmionych przez dorosłe osobniki. Te ptaki mają tam prawdziwy raj!








   Kotłowało się w tych krzakach bardzo! :) Znaleźliśmy też rybołowa


Potem pływaliśmy w poszukiwaniu żółwi i delfinów.




   Żółw trafił się jeden, niestety zdjęcia brak ;) Nie pozwolono nam wskoczyć do wody i popływać z nim. Kąpać się można w innym miejscu. Woda ma tam kolor bajkowy!




    W planie były snurki na podobno pięknej rafie - niestety, w trakcie wycieczki odwołano nam snurkowanie z powodu wzburzonego morza. To bzdura! Morze było bardzo spokojne tego dnia. Po powrocie czytałam o wspomnieniach innych i doczytałam, że w tym miejscu odwoływanie snurków zdarza się bardzo często. Nie wiem jaka może być przyczyna. Może komuś za mało się chciało ;)


   Po przerwie na kąpiel wpłynęliśmy do labiryntu naturalnych kanałów i namorzyn.







I znowu pojawiły się pelikany


   No i to by było na tyle ;) Tak minął mi ten krótki urlop. Było fajnie, ale nic na kolana mnie nie powaliło. Hotel mogę polecić /jeśli ktoś lubi takie wielkie obiekty/. Myślę, że byłam w Meksyku zbyt krótko aby chociaż trochę go poznać. Samo Chichen Itza nie wystarczy ;) Następnym razem chciałabym  polecieć do.... ;) hehe...Azja, Afryka? Oby mi było dane :))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2017 Wojaże Słowików