Petra czy Wadi Rum? A może jednak Morze Martwe? Każdy z nas ma inne upodobania i inne oczekiwania. Dla mnie na 1 miejscu w Jordanii była zdecydowanie pustynia Wadi Rum!!! Gdyby tylko było tam troszkę cieplej... ;)
Marzyłam o tej pustyni...bardzo marzyłam :)) I udało się! Mogłabym wrócić do Jordanii tylko i wyłącznie na Wadi Rum, ale pewnie już nie będzie mi to dane. Jest to jedno z najbardziej niesamowitych miejsc, w których byłam.
Marzec to dobry okres na jordańskie zwiedzanie, chociaż różnice temperatur są niesamowite - szczególnie na pustyni. W ciągu dnia było ok. 20...24C, a w nocy temp. spadała do ok. 7C. Oczywiście odczuwanie było inne, w zależności od wiatru i od słońca.
Żeby wjechać na Pustynię Wadi Rum trzeba odwiedzić Wadi Rum Visitor Center. I tu korzystamy również z naszych Jordan Pass - wjeżdżamy za darmo do wioski Wadi Rum Village /koszt wjazdu to 5 JOD/ i zostawiamy samochód na parkingu. Z tego miejsca turystów odbierają Beduini z zamówionych wcześniej campów. My wybraliśmy Beyond Wadi Rum Camp. na 3 kolejne noce. Pierwsze wrażenie...haha...zobaczcie sami :)) Taką limuzyną przyjechał po nas nasz osobisty Beduin :))
Większość samochodów jeżdżących po pustyni pamięta lata 70-te czy 80-te i są w podobnym stanie. Ważne, że jechał i dojechał :)) Są oczywiście też luksusowe campy, które wożą turystów luksusowymi samochodami. Nasz wybór na ten konkretnie camp. padł ze względu na jego położenie - w samym sercu rezerwatu, blisko pięknych miejsc widokowych, tuż przy pięknej skale, która jest ścianą głównego namiotu, w którym spożywa się posiłki. Nie liczyłam wszystkich namiotów, ale na pewno jest ich powyżej 10. I wszystko byłoby ok....tylko te toalety i łazienki w osobnym budynku... I tutaj przypominam o tych zimnych nocach. Wyobraźcie sobie godz. 4 rano, trzeba siusiu, a samo wyjęcie ręki spod grubego koca powoduje dreszcze ;) Hehe...trzeba było nauczyć się szybko biegać :)) Przyznaję - trochę przesadzam, wróciłabym tam, konkretnie do tego miejsca choćby jutro. Prąd był z paneli słonecznych, włączany późnym popołudniem. Do gniazdek potrzebne były przejściówki.
Jeździliśmy na wschody słońca i na zachody, atmosfera była cudowna, pracujący tam Beduini bardzo uczynni, uśmiechnięci - naprawdę było super!
Oto nasz camp.
Mieliśmy tam 3 posiłki dziennie, było bardzo smacznie. Herbata i kawa w dowolnej ilości. Najbardziej znaną beduińską potrawą jest ZARB - pieczony kurczak, ziemniaki i warzywa. Sama potrawa nie jest niczym nadzwyczajnym, ale ten ceremoniał przygotowania... Zarb piecze się w ziemi, na piętrowym, grillowym rusztowaniu. Dół z potrawą przykrywa się solidnym wiekiem, jakimiś szmatami i zasypuje piachem. Jedzonko piecze się ok. dwóch godzin, po czym wszyscy goście są zapraszani na uroczyste wyciąganie kolacji z ziemi:)) Wieczorami, po kolacji Beduini zaczynają tańczyć i zapraszają do tego turystów:) Najpierw w rytm swoich, arabskich rytmów, potem w zależności od gości - najczęściej puszczają włoskie przeboje. Alkoholu w tym miejscu nie da się kupić, jeśli ktoś ma ochotę na napoje procentowe, musi mieć swoje.
Pisałam wcześniej, że ten camp. jest bardzo atrakcyjnie położony, tuż obok tzw. "Małego Mostu" - to obowiązkowy program codziennych wycieczek. Siedząc na tarasie obserwowaliśmy dziesiątki samochodów przywożących turystów. Wiem, że jest kilka wersji wycieczek - np. 3, 4 godzinna, całodniowa po pustyni z jednym noclegiem w jakimś campie.
Pustynia Wadi Rum jest bardzo różnorodna, mieni się kolorami ziemi....żółty, brązowy, czerwony... Codziennie, o innej porze zaskakiwała nas zmieniającym się światłem i intensywnością kolorów.
Budzi się nowy dzień
Kiedy słońce się już mocno obudzi, wracamy na śniadanie. Odpoczynek i spacer po okolicy, wtedy robi się już cieplej. W praktyce wyglądało to tak, że rano wychodziliśmy ubrani jak Eskimosi, a po drodze każdy rozbierał się do krótkiego rękawka. W ten sposób zgubiłam swoją kurtkę :)) Całe szczęście, wiatr nie poniósł jej zbyt daleko :) Wielkoduszny Beduin, kiedy usłyszał o mojej zgubie, od razu zaoferował swój kożuch :))
Innym, obowiązkowym punktem wszystkich wycieczek jest "Duży Most". Było tam bardzo dużo ludzi.
Dotarliśmy też do słynnego grzybka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz