Najdziwniejsze morze nad jakim byłam ;) No bo to w końcu jezioro nazywane morzem :))
Żeby znaleźć się nad brzegiem morza cały czas zjeżdżamy w dół - to największa depresja na ziemi. Czułam się tam bardzo dobrze. Podobno w tych okolicach poziom tlenu w powietrzu jest wyższy o ok. 10%.
Jadąc od strony Ammanu mijamy cały szereg samochodów zaparkowanych po obu stronach drogi. Im bardziej przesuwamy się na południe, samochodów jest coraz mniej. Na pewno znajdują się tam plaże hotelowe z całą infrastrukturą - ja ich nie widziałam. Z poziomu drogi trudno dostrzec to co się dzieje na dole - na plażę schodzi się z wysokiego klifu. Po przejechaniu kilku kilometrów znaleźliśmy miejsce, w którym mogliśmy bezpiecznie zejść na dół i wybrać sobie zatoczkę, w której byliśmy praktycznie sami. Przy drodze stała budka, w której można było kupić herbatę, kawę czy zimne napoje. Oczywiście w plastikowych pojemnikach sprzedawali też błotko do smarowania - ja tego błotka w wodzie nie widziałam, na brzegu też go nie było. Polecam za to buty do wody :) i oczywiście wodę w butelkach w celu spłukania ciała po kąpieli. Zamiast piasku na plaży mamy oczywiście sól.
Fajnie było tak podryfować na powierzchni :)) Gorzej po kąpieli doprowadzić się do porządku - słodka woda była wtedy na wagę złota.
Zajęliśmy się zdjęciami, a było co fotografować...solniska przybierały różne formy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz