W ElNido, na placu /taki niby dworzec/ zamówiliśmy busa, który zawiezie nas do Puerto Princesy.
Opcji dotarcia do PP jest kilka. Są autobusy - jedne z klimatyzacją, inne bez, jedne z szybami, inne bez ;) Ostrzegano nas przed busami, że są załadowane po brzegi, że ciasno...zaryzykowaliśmy :) Zapłaciliśmy 500 peso od osoby, bus przyjechał po nas do hotelu i podróż odbyła się bez problemów.
Jechaliśmy 5 godzin, po drodze 2 przystanki, w tym jeden dłuższy na jedzonko. ElNido pożegnało nas deszczem, ale po drodze troszkę się rozpogodziło i jadąc krętą drogą mogliśmy podziwiać górzyste krajobrazy
Kierowca busa był na tyle uprzejmy, że zjechał z głównej drogi żeby wysadzić nas na wybrzeżu Sant Lourdes. Stąd wypływają łodzie do naszego hotelu Dos Palmas Resort. Wybraliśmy hotel na wyspie, w zatoce Honda Bay - nie sprawdziłam jednak wcześniej, że na tą wyspę płynie się z Puerto Princesy ponad godzinę! Ostatnia łódź na wyspę wypływa po godz. 16.00.
W porcie wystarczy zapytać się przypadkowych ludzi, rzucić hasło Dos Palmas, a każdy wskaże gdzie znajduje się "hotelowa budka"... no nie - na nazwę hotelowa budka to pomieszczenie nie zasługuje - to porządna "buda" z klimatyzacją, elegancko ubrany pan sprawdził nasze rezerwacje, powpisywał coś w komputerze, za chwilę podjechał busik żeby przewieźć nasze bagaże całe 100 metrów WOW! Pierwsze wrażenie na wielki +! Podpłynęła bangka i płyniemy :))))
A to co?
Chciałabym poznać historię tej łodzi :)
Po ponad godzinnym rejsie mocno wzburzonym morzezm dobiliśmy do pomostu
I fajne powitanie...miło :)
Pani prowadzi nas na wyspę, słychać muzykę - to dla nas tak grają :)
Hotel położony jest na prywatnej wyspie, oprócz niego nic tu nie ma - jedna wyspa, jeden hotel :) Ma to plusy i minusy - na miejscu jest co robić, ale jeśli ktoś ma ochotę wybrać się do Puerto Princesy to musi liczyć się z dośc czasochłonnym transferem. To miejsce oblegane jest przez Chińczyków z Tajwanu - codziennie pierwszym rejsem zabierali się do PP, wracali po 2-3 godzinach z zapasem zupek w torbach ;)
Zamieszkaliśmy w 4 pokojowym domku, dostaliśmy pokój na piętrze z widokiem....na czubki drzew. W tym dniu miałam urodziny i być może dzięki temu udało się nam załatwić zamianę pokoju :) W rezultacie dostaliśmy pokój na parterze.
Hotel, otoczenie, obsługa...wszystko było mega!!! Bardzo, ale to bardzo nam się tam podobało :) Żeby tylko pogoda dopisała...i dopisała! Było w miarę ok :)))) Dochodziliśmy do siebie po tych wszystkich zawirowaniach zdrowotnych, nie do końca jeszcze było ok, więc relaks na zakończenie pobytu na Filipinach był nam baaardzo potrzebny :)
Zarezerwowaliśmy hotel ze śniadaniami, za wszystkie inne posiłki i napoje trzeba było płacić. Czy było drogo...hmm...trochę drożej niż w innych miejscach, ale np. piwo było tańsze niż w South Palms. Zresztą - w tamtym hotelu wszystko było bardzo drogie.
Niespodzianka w czasie kolacji ;)
Było mi bardzo, bardzo miło :))))
Pora wybrać się na spacer z aparatem.
Wyspa jest w przeważającej części otoczona drzewami mangrowymi. Między nimi wybudowano dwie platformy, na które można wejść, posiedzieć tam, pomyśleć...po prostu odpocząć.
Dużo zdjęć tych pomostów, ale wyjątkowo mi się podobały :)))
Spotkaliśmy ptaszka, stał na jednej nodze. Najpierw myślałam, że po prostu drugą schował ;) Ale zaczął skakać....miał tą łapkę tylko jedną
Pora na baseny :) Są tam dwa - oba sa przy plaży bo wyspa przecież nie jest zbyt duża
Tak nam tam dobrze było :)))
Pan opiekujący się basenem codziennie takie cudowności na przynosił :)
Drugi basen położony jest przy SPA - nie widziałam żeby ktoś z niego korzystał
A samo SPA tez prezentuje się całkiem nieźle :)
Pora na plażę :) Jak większość filipińskich plaż - chodzimy po piasku wymieszanym z rozdrobnioną rafą. Można popływać na kajakach, a co pół godziny wypływa łódź na snurki - płynie się kawałeczek na kolejną platformę, która przymocowana jest przy rafie koralowej. Rafa jest, ale nie powala ;) Pływa natomiast trochę kolorowych rybek :) I kajaki i snurki sa za darmo :)
Na tym zdjęciu widać platformę przy miejscu gdzie się snurkuje
A to widoki z łodzi kiedy wracamy ze snurków
A może zabawimy się w Titanica? ;)
Wieczorami można było się napawać pięknymi zachodami...jak to na Filipinach :)
Pogoda jak widać nam tam dopisała, spędziliśmy na wyspie niecałe 4 dni i baaardzo żałowaliśmy, że nie dłużej ;) Ostatniego dnia, przed wypłynięciem do Puerto Princesy niebo zrobiło się niebezpiecznie garantowe...
My jednak już wypływaliśmy...kończyła się nasza przygoda z Filipinami :( Z lotniska w PP polecieliśmy do Manili, skąd po dwóch dniach wsiedliśmy do samolotu do domku.
Zastanawiałam sie jak podsumować tą całą podróż...właściwie to podsumowanie robiłam na koniec każdej części. Oczywiście, że wróciliśmy zadowoleni, ale jednocześnie pozostał ogromny niedosyt! Że pogoda nie do końca była taka jaką byśmy chcieli, że przez pogodę odpadło nam trochę atrakcji, że choroba zepsuła nam pobyt w ElNido, że...troszkę się tego nazbierało ;)
Czy wróciłabym na Filipiny? Teraz już mogę napisać, że tak - chciałabym bardzo zobaczyć Coron, ale czy jeszcze raz zaryzykuję jeśli chodzi o pogodę? Pewnie już nie. Na świecie jest mnóstwo pięknych miejsc i sama już nie wiem które warto odwiedzić w pierwszej kolejności :)))
No i jeszcze jedna bardzo ważna sprawa...Malginia i Rysiu - bardzo, ale to bardzo Wam dziękuję za wszelką pomoc najpierw w organizacji tego wyjazdu, a potem już na miejscu :) Hehe...znosiliście moje humory i przeżyliście! :) Mam nadzieję, że podobnie do nas jesteście z tej podróży zadowoleni. Dzięki :)
Fajnie tak sobie czasem posiedzieć na takim "zadupiu" :-)
OdpowiedzUsuńO tak - czasem potrzebne jest takie nic nie robienie :)
UsuńKażdy ma taki świat, jaki widzą jego oczy - mawiał Jose Saramago. Świat widziany Twoimi oczami zachwyca stając się najpiękniejszym ze wszystkich światów. Dziękuję :)
OdpowiedzUsuńBo świat jest cudowny Alu, ten blisko nas też :))) Tylko trzeba szeroko otworzyć oczy :)
UsuńFaktycznie się do Was chmurska przyczepiły, a na Panglao/Bohol w tym roku, to chyba mało kto miał szczęście.
OdpowiedzUsuńFajnie sobie to zorganizowaliście :) Tylko szkoda tych żółwi, ale przynajmniej wieloryby widzieliście, bo mi się nie udało :(
Jak tam droni? Naprawiony?
Kolka jak będziesz w Kenii w przyszłym sezonie, to poproszę o magnesik i takie piękne białe pareo hi :)
Miło było Was poznać. Mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś spotkamy w drodze :)
Miło mi Aniu :) A kto Ci powiedział, że w przyszłym roku będziemy w Kenii? :)))) Nie żebym nie chciała, ale...hehe...to odległe plany :) Jeśi jeszcze kiedykolwiek zawitam w te rejony to pareo już masz! A może lepiej byłoby gdybyś sama sobie wybrała wzór? Mogłabym doradzać stojąc obok :)
UsuńŻółwi mi najbardziej żal, miałam ogromną ochotę popływać z nimi, ale wszystkiemu winne właśnie te chmurzyska!
A drona zwróciliśmy, przyjęli bez problemów :)