Ponieważ wybraliśmy się całą rodziną - wybierałam hotel niskobudżetowy ;) Transport mieliśmy opłacony przy wykupie biletów na prom. Zanim zacznę opisywać nasz pobyt - wkleję krótki film z Koh Samui
hmm...uczucia miałam mieszane... na jeden pokój musieliśmy
ok. 40 minut poczekać, ale to nie było żadnym problemem. Teraz dopiero widzę,
ze nie zrobiłam żadnego zdjęcia w recepcji. Idziemy do naszych domków
Żadna rewelacja, ale też bez przesady - było czysto. W
pokoju nawet spora lodówka.tv, czajnik, herbata, kawa, cukier, mini barek, dwa
parasole, jakieś klapki, szlafroki, ręczniki plażowe /wymieniane każdego dnia/
Przed domkiem mały taras z krzesłami i śmiesznym stolikiem
Była też suszarka na mokre rzeczy /bardzo się przydawała/ I
widok z tarasu w jedną stronę
i na wprost
W hotelu można wynająć bardziej okazale wille
albo z prywatnymi basenami, z tym że akurat położenie tego
było beznadziejne, tuż przy drodze
do dyspozycji wszystkich gości są dwa baseny
to był ten głębszy basen, z którego korzystałam i było w nim
naprawdę głęboko /ja do dna nie dosięgałam/ drugi basenik był przy restauracji
i był zdecydowanie płytszy
W restauracji hotelowej można było tylko zjeść śniadania
Nie chcę być źle zrozumiana, ale dla mnie to taki hotelik
"bez emocji", mam jakiś taki nijaki stosunek do niego ;) troszkę
hotelowej "zieleniny"
Tuż przy plaży był murek i przy nim leżaki
I widok na plażę - w jedną stronę
i na drugą
Wieczorem hotel bardzo ładnie się prezentował
Byliśmy tam 8 nocy, pogodę mieliśmy baaardzo zmienną, często
niebo zakrywały chmury, często też padało. Oczywiście, w porównaniu do Phangan
- tam było "imprezowo". Z ulicy dochodziły odgłosy umpa umpa...no ale
świadomie zdecydowaliśmy się na hotel w bardziej rozrywkowej okolicy ze względu
na dzieciaki. W ogóle da się zauważyć i na ulicy i na plaży, że im bardziej na
północ Chawengu tym coraz głośniej, coraz więcej knajp, coraz więcej
sprzedawców na plaży. Syn był troszkę niepocieszony, że ma spory kawałek do
większych imprez J
nasze zejście na plażę
Moi od razu zauważyli skutery, no a jak już je zauważyli to
koniec
Wypożyczanie skuterów - w zależności od mocy, od 900 do 1800
Baht za 20 minut. Ja jakoś się bałam i oczywiście zrezygnowałam, ale dzieci
mówiły, że te 20 minut to wystarczająco /ponoć ręce bolą od ściskania/
Któregoś dnia wybrałam się sama /nikt nie chciał ze mną iść/ na spacer w lewą
stronę od hotelu, czyli na południe Chaweng
Miałam w planach dojść do zachwalanych hoteli przy Chaweng
Noi, no ale na plamach się skończyło. Jęzor mi wisiał do kolan, aparat ciążył
na ramieniu...a byłam tak blisko! L
Doszłam za to do bardzo przyjemnego hoteliku
przy wejściu stał pan z ochrony, zapytałam czy mogę popstrykać zdjęcia i pan się oczywiście zgodził
Miły, klimatyczny hotelik - podobało mi się tam. Plaży nie mam...ale to po prostu końcówka Chaweng
Innym razem, już z mężem wybraliśmy się na plażę przy hotelu Crystal Bay/ - ta zatoka nazywa się Thong Takien. Pojechaliśmy tam taksówką chyba za 300 BHT. Plaża leży między Chaweng Noi a Lamai i od mojego hotelu to dosyć spory kawałek /na nogach bym nie doszła;)/
Na plażę weszliśmy przez hotel Crystal Bay, nikt nas nie zaczepiał. Są tam też inne hotele: np. Silver Beach Resort, ale najbardziej podobał mi się Crystal Bay Yacht Club /chyba tak się nazywał/. Ciekawe czy się Wam spodoba tak jak mnie :) Troszkę przypominała mi moje ukochane Similany, ale bez słońca /akurat były chmury/
Przez ten hotel weszliśmy
nawet na tej plaży pojawiali się sprzedawcy
można po tych skałkach poskakać
W wodzie były oczywiście kamole, a na nich kraby. Pływało też sporo rybek
Na samym końcu tej plaży leży wspomniany przeze mnie Crystal Bay Yacht Club
plażowe leżaki umieszczone są na takich fajnych podestach
i hotelowa restauracja - panowie uwijali się... ;)
Zapomniałam dodać, że plaża jest okupowana przez Rosjan. Dla mnie to nie problem, ale tam słyszałam zdecydowanie ludzi mówiących w tym języku.
A przy hotelach, przy drodze nie ma żadnych sklepów ani restauracji
I jeśli ktoś się wybiera na tą plażę to koniecznie zabrać maskę z rurką!
Trzeba się troszkę posilić i lecimy dalej ;)
Wrócę jeszcze na naszą plażę przy hotelu. Zaraz obok, po prawej stronie był bar, gdzie można było się napić i bardzo dobrze zjeść. Jadaliśmy w różnych miejscach, tam smakowało zawsze wyśmienicie!
Bardzo polecam to miejsce bo kuchnia naprawdę świetna i super klimacik tam był. Knajpkę prowadzi Tajka z mężem Holendrem. W praktyce wygląda to tak, że ona zasuwa, on siedzi i pije :)
Z Bartkiem popłynęłam na morską wycieczkę do Angthong Marine Parku - tą wycieczkę opisałam w osobnym poście.
Wybraliśmy się jeszcze na jedną wycieczkę, taką typową objazdówkę po wyspie. Pisałam wcześniej, że nie daliśmy rady na tych skuterkach, a właśnie taka opcja byłaby idealna! Wszystkie wycieczki z biur miały w swoich programach coś co mi nie leżało - mówi się trudno. Zdecydowaliśmy się na safari tour z firmą Major. Wycieczka od rana do godz. 16.00
Przyjechali po nas, śniadanie każdy zjadł w hotelu i pierwszy punkt programu - słonie, małpy, boks - nie będę tego opisywać bo nawet tego nie oglądałam. Wszystko to trwało chyba godzinę. Potem pojechaliśmy do Świątyni - i znowu upał nam dokuczał. Dla mnie ta wycieczka to porażka, jak już nas zawieźli do jakiegoś ciekawego miejsca to dali 15 min. czasu. Wyobraźcie sobie latanie w tym upale żeby jak najwięcej zobaczyć - koszmar!
Potem przejechaliśmy pod Big Buddę, każdy kto miał odsłonięte ramiona dostał "szatkę" :) No i znowu - chyba 15 minut na zwiedzanie w tym upale
naokoło było pełno sklepików, kramów, szukałam słynnego predatora i znalazłam :)
Przed wykupieniem tej wycieczki chyba mnie przyćmiło...przecież mogliśmy wynająć samochód na kilka godzin. No nic to - jedziemy dalej. Teraz zaczęła się przyjemniejsza część :)
Oczywiście zawieźli nas na plantację, można było zakupić olejek kokosowy
Oczywiście moi panowie zajęli najwygodniejsze miejsca :)
dojechaliśmy na punkt widokowy
Wysoko położona była też jakaś mała Świątynia i tam też zjedliśmy obiad
trochę Was zasypię kwiatuszkami :)
Po obiedzie pojechaliśmy do Magicznego Ogrodu. Troszkę inaczej wyobrażałam sobie to miejsce. Na żywo nie zrobiło na mnie dużego wrażenia, ale może dlatego, że byłam już zmęczona... Bardzo ciężko robiło mi się tam zdjęcia, nie potrafiłam dobrać odpowiednich ustawień - nawet na automacie zdjęcia mi się nie podobały. No i znowu schody! Te schody to mnie w Tajlandii prześladują ;)
Kolejny punkt programu - wodospad. Marzyliśmy o chwili ochłody i wszyscy czekali żeby wskoczyć do wody
syn z mężem od razu wskoczyli do wody, a ja...jakoś mi odwagi zabrakło ...
nagle patrzę, a moje dziewczyny się rozbierają i chlup do wody!
Czułam się już zmęczona. Upał naprawdę bardzo nam się dał we znaki. Tak się złożyło, że na wycieczkach słońce świeciło non stop, a jak siedzieliśmy na plaży - nie zawsze.
Zawieźli nas jeszcze do babci i dziadka :) oczywiście na 15 minut
Żeby zakończyć tą relację chciałabym jeszcze wrócić do tematów plażowych :) Pisałam już wcześniej, że nasz hotel położony był mniej więcej w połowie plaży Chaweng /może troszkę bardziej na południe/ i przy naszym hotelu oraz kierując się na południe plaża była bardzo spokojna. Jeśli kierować się na północ robiło się bardziej gwarno, było więcej leżaków, więcej knajp, więcej imprez.
Plaża przy naszym hotelu
w prawo - spokojna część
ale my idziemy w lewo
następne zdjęcia robione były przy brzydkiej pogodzie - wtedy wybrałam się na spacer, chciałam przejść całą plażę
nieźle prezentował się hotel Buri Rasa
spodobał mi się hotel OZO - jeśli oczywiście ktoś lubi taki styl
dokładnie na przeciw tego hotelu jest park wodny
idziemy dalej na północ
Na chwilę pokazało się słońce, ale tylko na chwilę.
Prawie na samym koncu plaży /na północy/ jest imprezownia Ark Bar - w środy i piątki od godz. 14.00 jest jedna wielka impreza w basenie, na plaży....grają DJ-e, jest mnóstwo ludzi no i jest baaardzo głośno
W wodzie widać więcej skałek, przy odpływie wygląda to jednak nieciekawie
nad głowami co jakiś czas przelatują samoloty
Nogi mnie już rozbolały - wracamy
oprócz skuterów, można popływać na nartach wodnych, na bananie, albo można poszaleć na czymś takim
No i oczywiście zapomniałam wspomnieć o ladyboyach! :) obiecaliśmy dzieciom, że zabierzemy ich na kabaret no i poszliśmy. Za wstęp się nie płaci, ale wypada zamówić jakiegoś drinka. Czy to woda czy alkohol - cena jednego ok. 380 BAHT! Nie było wyjścia....trzeba było zamówić
można się pomylić ;)
Na Phuket byliśmy w Simon Cabaret i nie ma porównania z tym tutaj. Tamten to piękne przedstawienie przedstawiające różne kultury, a tutaj to taki sobie pokazik ;)
I to już chyba wszystko. W "mieście" nie mieliśmy swoich ulubionych knajpek, żywiliśmy sie w różnych miejscach, najbardziej smakowało nam na plaży przy hotelu /opisałam ten bar wcześniej/. Jeśli chodzi o bar to często chodziliśmy do Duke Pub /mąż uwielbia guinnessa/
Typowego targu tam nie znalazłam, było coś podobnego z kramikami i patykowym jedzeniem
I jeśli mogę polecić to jeśli ktoś będzie czy to na Samui czy Phuket - odwiedźcie Tesco Lotus. można tam naprawdę tanie zakupy zrobić, można dobrze zjeść i przede wszystkim zobaczyć - to zupełnie inne tesco niż nasze.
Bardzo dziękuję Wszystkim, którzy mnie czytali i oglądali. Mam nadzieję, że komuś pomogły moje opisy. Oprócz pomocy innym chciałam też pokazać jak spędziłam wakacje, jakie miejsca odwiedziłam, co mi się podobało, a co nie :) .
Dwie wyspy, każda inna. Phangan bardziej rajska, ale jak dla mnie tydzień pobytu tam to góra! Na Samui też można znaleźć spokojniejsze miejsca /np. Silver Beach/ a jeśli zatęskni się za cywilizacją - jest blisko. Zwiedzać też jest co, ale najlepszym rozwiązaniem jest jednak skuter. Trąba jestem, że nie dałam rady :(
Jak do tej pory, jeśli chodzi o Tajlandię - byłam na Phuket i teraz na tych wyspach i wiecie co...zawsze dużo osób krzyczy, że Phuket to taka komercja itp. A ja wolałabym wrócić właśnie tam! Plaża Kata Noi bardzo ładna, poza tym to świetna baza wypadowa na wycieczki /a te bardziej mi się podobały na Phuket/ :)
Jeszcze raz dziękuję, że podróżowaliście ze mną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz