8/24/2014

Tajlandia - Koh Phangan - sierpień 2014

   Podczas mojego poprzedniego pobytu w Tajlandii, w styczniu na Phuket puściliśmy w niebo lampion. Marzyłam sobie: „obym tu mogła wrócić” ;)  Wtedy na myśl mi nie przyszło, że moje życzenie się spełni i to tak szybko! Wyjazd bardzo spontaniczny, wszystko załatwiane na ostatnią chwilę. Miało być oszczędnościowo, a wyszło baaardzo drogo.
W zimie miała być Kenia, no właśnie…miała być :(

    Najważniejsze jednak, że udało nam się wypoczywać całą rodzinką, z dorosłymi już dziećmi. Bilety kupiłam bez żadnej promocji, w Emirates:  Warszawa – Dubaj – Bangkok – Koh Samui. Cena wyszła zaporowa. Pewnie, że można było załatwić taniej. Mozna było lecieć do Bangkoku – chciałam tam pobyć 3 dni, ale rodzinka stawiła opór. Lot z Bangkoku do Koh Samui 1000zł, więc cena wyszłaby taka sama. Inną opcja był lot do Surattani, ale potem jeszcze bus, prom…szkoda nam było czasu. No więc „państwo wygodniccy” udali się na bezpośrednio na Koh Samui :)

   Przez Internet kupiłam bilety na prom z transferem do przystani w Nathon Pier http://www.ferrysamui.com/
Bilety zapłacone kartą jeszcze w domu – na 5 osób ok. 300zl.
Postanowiliśmy najpierw pobyć na Koh Phangan, na 6 nocy zabookowałam High Life Bungalow. Dwa domki, jeden 2 osobowy z widokiem na morze i drugi, teoretycznie 4 osobowy bez żadnych preferencji. Za te dwa pokoje zapłaciliśmy niecałe 3000zł. Hotel pobrał sobie połowę kwoty z karty na dwa tygodnie przed przyjazdem, resztę zapłaciliśmy na miejscu.  Na Koh Samui szukałam jakiegoś tańszego hotelu. Bardzo chciałam któryś przy Chaweng Noi, czy Crystal Bay, ale wszystkie wychodziły drogo. W końcu zarezerwowałam Chaweng Resort na 8 nocy. I tu lepiej okazało się zarezerwować 3 domki niż jeden 2 i jeden 3 osobowy. Więc mamy 3 bungalowy za 3700zł. W tym hotelu płaciliśmy wszystko na miejscu, nic wcześniej nie pobierali z karty. Hotele rezerwowałam na booking.com. 
    No i ubezpieczenie – bez tego nigdzie się nie ruszam! Ja i mąż jesteśmy już „po przejściach” i zawsze się wysoko ubezpieczamy. Ale to już każdego indywidualna sprawa. My kupiliśmy w Warcie /bo mieliśmy zniżki/  Szczepienia /oprócz żółtej febry/ też mieliśmy już wcześniej, akurat niedługo przed wylotem mieliśmy ostatnią dawkę.
   Na dwa dni przed wylotem przyjechała do nas rodzinka. Dużo wcześniej obiecałam, że pokażę im dinozaury w Krasiejowie. Pech chciał, że przyjechali akurat w takim terminie. No i zamiast się pakować, dzień przed wylotem urwałam się z pracy w południe i pognaliśmy do Krasiejowa. Było super, szczęśliwe oczka dziecka bezcenne! :) Dopiero późnym wieczorem pakowanie no i 23 sierpnia ok. 8 rano wyruszyliśmy do Warszawy.  Już po godzince jazdy złapał nas policjant. Nie do wiary…przy ograniczeniu do 60km/godz. mąż jechał 72 Mandat – stówka! Nieźle się zaczyna…
Przelot do Bangkoku przez Dubaj. Odprawiłam się wcześniej online – i całe szczęście! Kolejka do odprawy była ogromna! A my, spokojniutko do innego stanowiska, bez żadnych kolejek. Pani powiedziała, że bagaże od razu zostaną nadane do Koh Samui. Super! Samolot jakoś mnie nie powalił na kolana, ale nie można się przyczepić do niczego. Pięknie wyglądające stewardesy, na początku i na końcu lotu podawały pensetą gorące ręczniki



Monitory w zagłówkach...czas nam jakoś w miarę zleciał. 5 i pół godziny lotu, w Dubaju mieliśmy ponad 5 godz. przerwy. Lotnisko oznaczone super! Wiem, że można było odebrać vouchery na jedzonko, ale po jedzeniu w samolocie nikt nie czuł głodu. Usiedliśmy przy barze Nestle i powiem Wam, że nigdy wcześniej nie piłam takiej dobrej Latte! /ja zwykłej kawy nie piję, tylko latte/


Młodzież oczywiście zajęta tym co zawsze...



no, a my też zajęci, ale innymi sprawami ;)










W końcu mieliśmy lecieć ogromnym airbusem - naprawdę robił wrażenie! Niestety - nikt nie chciał nas przenieść do biznes klasy ;) Widziałam te schodki prowadzące na pięterko...tylko widziałam...Trafiła nam się w samolocie obsługująca Polka :) dostaliśmy karty do gry i firmowe długopisy. Niby takie nic, a cieszy. Lot trwał 6 i pół godz. - dla mnie koszmar! Nie potrafię spać w samolocie i każda, ale to każda podróż dłuższa niż 4 - 5 godzin mnie męczy. Nawet takim wypasionym samolotem. Dzieci też już miały dosyć


Zapomniałam dodać ważną wiadomość dla palaczy! W Dubaju i w Bangkoku są pomieszczenia dla palących! W Dubaju jeden był mega śmierdzący, natomiast drugi jaki znalazłam /Winston/ był duży, czyściutki, nic nie śmierdziało i były nawet leżanki. W Bangkoku były raczej te śmierdzące - no, ale jak ktoś musi....
Dolecieliśmy do Bangkoku - tam mieliśmy 1,5 godz. na przesiadkę. Przy wyjściu z samolotu, już na terminalu dostaliśmy naklejki i trochę z duszą na ramieniu gnaliśmy do naszego gate, ale naprawdę super wszystko oznaczone, raczej nie można się zgubić. Szybki lot na Koh Samui. Ledwo wzbiliśmy się w powietrze - od razu posiłek i to taki porządny. Ledwo człowiek zjadł - lądowanie. Super! Tak lubię!
Będą bagaże czy nie...BYŁY! :) Lotnisko w Koh Samui piękne! Pierwszy raz takie widziałam - okwiecone, czerwone rybki w akwarium w toaletach, śliczne wagoniki zamiast autobusów odbierających gości z samolotu, baaardzo mi się podobało.







Wkleję jeszcze zdjęcia z lotniska, ale zrobione przy wylocie.





Słynne akwaria w kibelkach...męska toaleta


dla pań...ładniejsze rybki :)


a to palarnia na lotnisku pod chmurką


Wysiadając z samolotu na Koh Samui byliśmy już potężnie zmęczeni i jak pomyślałam o tym, że mam jeszcze dojechać do portu, popłynąć na Phangan to mi się słabo robiło. Za stara już jestem na takie męczarnie... Odebraliśmy bagaże i wychodząc z lotniska zauważyliśmy pana z napisem na kartce Artur S. To chyba my ;)
Pan zaprowadził nas do busika i jedziemy do portu Nathon Pier. Było już po godz. 15 no i oczywiście korki. Nie pamiętam jak długo jechaliśmy, ale chyba ok. 45 min. Na przystani, w okienku pokazałam wydrukowany bilet, pani znowu dala nam naklejki na ubranie oraz na bagaże. Chwilkę czekaliśmy  i kolejny busik przewiózł nas kawałeczek do promu /mogliśmy sami iść/





na promie już nie daliśmy rady...


Kilka uwag dla osób planujących podróż promem. Jest pokład "zamykany" z klimatyzacją. My nie spieszyliśmy się, spokojnie...no i już wszystkie miejsca z klimą były zajęte. Usiedliśmy na pokładzie "otwartym", gdzie duchota i gorąco dało nam się nieźle we znaki co widać na zdjęciach. Więc kto planuje płynąć w chłodniejszych warunkach - musi się sprężyć i wejść na pokład szybciej. My tak zrobiliśmy w drodze powrotnej. Tak wygląda ten pokład klimatyzowany


Z promu pojechaliśmy taxi do hotelu. Cena u wszystkich jednakowa - 200 BHT od osoby. Bagaże oczywiście jechały na dachu. No i w końcu jest! Nasz High Life Bungalow! :) Mąż tak na szybko poskładał filmik z naszego pobytu na Koh Phangan. Jeśli ktoś ma ochotę to zapraszam


Kilka słów o samym hotelu. Bardzo, ale to bardzo mi się podobał! Nie było tam żadnych luksusów, ale ten hotel miał to coś... Wszyscy byli bardzo mili, uczynni, nie spotkałam się w czasie pobytu z żadnym afrontem. Zarezerwowaliśmy bungalow z widokiem na morze i taki dostaliśmy. Młodzież była w trójkę w bungalowie, który też miał /ale bardziej ograniczony/ widok na morze. Nasz był przedostatni w kierunku morza. W pokoju duże łóżko, jakieś szafki, lodówka. Łazienka z kotarą, za którą był prysznic. No i taras - rzecz najważniejsza!
Na tarasie dwa foteliki, stolik no i hamak! Recepcja i restauracja są na powietrzu, bez ścian. W przypadku ulewy /co nam się niestety przytrafiało/ zsuwane są foliowe rolety. Jeśli chodzi o różne płatności w hotelu to mają tam system tygodniowych rozliczeń. Każdy pokój ma zeszyt, w którym zapisywaliśmy wszystkie wydatki, czy w restauracji, czy za pranie. Nawet zamawiane wycieczki też tam wpisywaliśmy. Nie trzeba nosić ze sobą pieniędzy. Pod koniec dnia ktoś z personelu sumował wszystkie wydatki w danym dniu. Za wszystko zapłaciliśmy ostatniego dnia, a codziennie można było sprawdzić ile się wydało /nigdy nam nikt nic nie dopisał!/ Uważam, że to fajne rozwiązanie. Widok na domki


wejście do naszego domku




Widok na domek dzieci


Przecudny widok z tarasu


To są te zeszyty opłat, o których pisałam



Obok są ceny. Hotel nie oferuje w cenie noclegów śniadań. Próbowaliśmy w innych knajpkach, ale na miejscu baaardzo nam smakowało i było niewiele drożej







Hotelowa restauracja







Droga z restauracji do domków










Świetnie się siedziało /albo leżało/ wieczorami na poduchach J Fajny klimacik tam był





Czasem graliśmy w karty





   W hotelu jest basen - nie jest ogromny, ale wystarczający i świetnie położony J Woda "zupka" czyli taka jak lubię ;)









Przy basenie jest kilka leżaków - nigdy nie mieliśmy problemów z wolnymi. Ręczniki z mikrofibry spisały się znakomicie






W hotelu częstym gościem była papuga - a może pan papug J Zaraz na początku ukradła synowi zapalniczkę, potem trzeba było pilnować wszystkich rzeczy kiedy pojawiała się w pobliżu








Teraz idziemy na plażę - będą lazurki J Na plażę schodzi się po schodach - dużo tych schodów L zejść się da, ale wejście to wyzwanie!






A na plaży...piaseczek mięciutki, czysto, w oddali słychać cichą muzykę, woda cieplutka - jest BOSKO!






Tuż przy wejściu do naszego hotelu























Oprócz papugi w hotelu był jeszcze jeden pupilek :)






Pisałam już wcześniej, że wieczory raczej spędzaliśmy w hotelowej knajpce. Bardzo klimatycznie tam było, do tego przecudne widoki





czasem jednak wyruszaliśmy wieczorem na plażę





Za każdym razem kiedy szłam na spacer po plaży to im dalej szłam - tym było brudniej. Chciałam zobaczyć Long Bay i....nie podobało mi się L Nie wchodziłam do środka, nie zaglądałam na teren hotelu, ale opisuję swoje wrażenia z plaży. Być może to kwestia dnia, może akurat tak trafiłam, ale mniej więcej do połowy długości plaża była ładna, wysprzątana. Druga połowa nie podobała mi się, przy brzegu było pełno glonów, a przy samym końcu /tam gdzie jest ten wyższy hotel Haad Yao Bayview Resort po prostu śmierdziało rybami! Cieszyłam się wtedy, że nie mieszkam w tamtej części plaży.
To jest ta część plaży, która mi się nie podobała



a to połowa plaży w kierunku High Life Bungalow


a to gdzieś pośrodku















widoczek z restauracji też może zauroczyć :)




można też posiedzieć lub poleżeć na tarasie




i napawać się pięknymi widokami :)



Któregoś dnia na niebie było więcej chmur niż zwykle /bo zawsze były/. W pewnym momencie zaczęło bardzo wiać, byliśmy wtedy na basenie. Panowie z obsługi zaczęli biegać, chować parasole...widać było, że się spieszyli. Obejrzałam się i....







nawet papuga wyglądała na zaniepokojoną


uciekliśmy do domku, wyglądało to naprawdę groźnie




no i się zaczęło...




wydawało nam się, że deszcz powoli ustępuje - przebiegliśmy do restauracji...nic mylnego! Lało jeszcze chyba ok. 40 min.



Deszcz ustal i ukazał nam taki zachód słońca, że....już takiego drugiego tam nie widziałam





No dobra - dosyć byczenia się na plaży. Po kilku dniach błogiego nic nie robienia zaczęło mnie nosić. Bardzo chciałam popłynąć na Koh Nang Yuan, ale nikt z moich nie chciał
Pomyślałam, że na razie odpuszczę, najwyżej popłynę z Samui. Chcieliśmy wypożyczyć skuterki. Ciućmy jesteśmy i już! L nie potrafiliśmy na tym czymś jeździć! Prosto to jeszcze jakoś szło, ale zakręcić się nie dało no i zrezygnowaliśmy. W recepcji hotelu były powykładane ulotki z różnymi ofertami wycieczek, zdecydowaliśmy się na ofertę Safari boat trip. Jednodniowa wycieczka po wyspie za 1200 BAHT. Syn się wyłamał /chciał pobyć troszkę sam/ Córki wybrały opcję z jazdą na słoniach i zjazd na ziplinie i ich opcja kosztowała 1800 BAHT. W programie mieliśmy mieć transfer z hotelu, jakieś śniadanie, wodospad, trening boksu tajskiego, świątynia chińska, snorkeling na Koh Maa, obiad, te słonie, park linowy, saunę ziołową.
Chyba ok. 9 rano przyjechał po nas samochód i pojechaliśmy do "centrum" Phangan obok przystani Tong Sala, do biura



wystawili dla nas kawę, herbatę, jakieś soki i ciasteczka /to było "śniadanie" J Tam poczekaliśmy na innych uczestników i w drogę! Mieliśmy bardzo wesołych opiekunów


Najpierw zawieźli nas na trening bokserski




następna w planie była świątynia chińska















Kolejnym punktem  programu było snurkowanie


Plaża…hmm…spokojnie, czysto i ładnie J Fakt, że piasek nie taki miałki jak na Haad Yao. Wzdłuż plaży były fajne domki
Dostaliśmy maski i rurki - płetw nie było. Pod wodą rybki były, rafa....taka sobie



















Zauważyliście jak mało tam ludzi? Mieliśmy tam chyba 40 min. czasu. Po ochłodzeniu się w wodzie pojechaliśmy obejrzeć wodospad







jakoś inaczej sobie ten wodospad wyobrażałam, Ania chyba też - to raczej była namiastka wodospadu








Jedziemy dalej, wszyscy już zgłodnieli więc obiad /niezły/ J Pojechaliśmy do Adventure Parku. Po obiadku dziewczyny poszły połazić po drzewach, a my postrzelaliśmy z łuku



najpierw trzeba było pozakładać te wszystkie uprzęże, kaski itp...


i krótkie przeszkolenie


i wio w górę :)





Przeszkody były różne i coraz wyżej



przejazd na linie w tym filmiku na początku relacji jest w zwolnionym tempie bo dosyć szybko się zjeżdżało



pojawił się szczeniaczek...śliczny, kochany - a potem zauważyliśmy, że wcina kupy słonia ;)


Potem dziewczyny jeździły na słoniach



No i ostatni punkt wycieczki - ziołowa sauna. Ja z sauny nie korzystałam bo nie mogę, ale  miejsce niesamowicie klimatyczne. Kiedy właściciel zobaczył, ze zaglądam w różne zakamarki - zaprosił nas na "pokoje", on podobno tam mieszka









Prosto z sauny wskakiwało się do takiego fajnego basenu




no i na tym wycieczka zakończyła się - dali nam jeszcze chwilkę na zakupy






   Dosyć długo Was przetrzymałam na Koh Phangan J Pożegnamy się już z tą wyspą i wyruszymy na Koh Samui. Jeśli miałabym podsumować - wyspa bardzo mi się podobała, do hotelu High Life wróciłabym choćby jutro, ale maksymalnie na tydzień. Na koniec jeszcze kilka pstryków z Phangan





   Spakowani czekamy na busik, który zamówiliśmy w hotelu razem z biletami na Samui i transferem do hotelu Chaweng Resort







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2017 Wojaże Słowików