Podczas mojego poprzedniego pobytu w Tajlandii, w styczniu
na Phuket puściliśmy w niebo lampion. Marzyłam sobie: „obym tu mogła wrócić”
;) Wtedy na myśl mi nie przyszło, że
moje życzenie się spełni i to tak szybko! Wyjazd bardzo spontaniczny, wszystko
załatwiane na ostatnią chwilę. Miało być oszczędnościowo, a wyszło baaardzo
drogo.
W zimie miała być Kenia, no właśnie…miała być :(
Najważniejsze jednak, że udało nam się wypoczywać całą
rodzinką, z dorosłymi już dziećmi. Bilety kupiłam bez żadnej promocji, w
Emirates: Warszawa – Dubaj – Bangkok –
Koh Samui. Cena wyszła zaporowa. Pewnie, że można było załatwić taniej. Mozna
było lecieć do Bangkoku – chciałam tam pobyć 3 dni, ale rodzinka stawiła opór.
Lot z Bangkoku do Koh Samui 1000zł, więc cena wyszłaby taka sama. Inną opcja
był lot do Surattani, ale potem jeszcze bus, prom…szkoda nam było czasu. No
więc „państwo wygodniccy” udali się na bezpośrednio na Koh Samui :)
Przez Internet kupiłam bilety na prom z transferem do
przystani w Nathon Pier http://www.ferrysamui.com/
Bilety zapłacone kartą jeszcze w domu – na 5 osób ok. 300zl.
Postanowiliśmy najpierw pobyć na Koh Phangan, na 6 nocy
zabookowałam High Life Bungalow. Dwa domki, jeden 2 osobowy z widokiem na morze
i drugi, teoretycznie 4 osobowy bez żadnych preferencji. Za te dwa pokoje
zapłaciliśmy niecałe 3000zł. Hotel pobrał sobie połowę kwoty z karty na dwa
tygodnie przed przyjazdem, resztę zapłaciliśmy na miejscu. Na Koh Samui szukałam jakiegoś tańszego
hotelu. Bardzo chciałam któryś przy Chaweng Noi, czy Crystal Bay, ale wszystkie
wychodziły drogo. W końcu zarezerwowałam Chaweng Resort na 8 nocy. I tu lepiej
okazało się zarezerwować 3 domki niż jeden 2 i jeden 3 osobowy. Więc mamy 3
bungalowy za 3700zł. W tym hotelu płaciliśmy wszystko na miejscu, nic wcześniej
nie pobierali z karty. Hotele rezerwowałam na booking.com.
No i ubezpieczenie –
bez tego nigdzie się nie ruszam! Ja i mąż jesteśmy już „po przejściach” i
zawsze się wysoko ubezpieczamy. Ale to już każdego indywidualna sprawa. My
kupiliśmy w Warcie /bo mieliśmy zniżki/
Szczepienia /oprócz żółtej febry/ też mieliśmy już wcześniej, akurat
niedługo przed wylotem mieliśmy ostatnią dawkę.
Na dwa dni przed wylotem przyjechała do nas rodzinka. Dużo
wcześniej obiecałam, że pokażę im dinozaury w Krasiejowie. Pech chciał, że
przyjechali akurat w takim terminie. No i zamiast się pakować, dzień przed
wylotem urwałam się z pracy w południe i pognaliśmy do Krasiejowa. Było super,
szczęśliwe oczka dziecka bezcenne! :) Dopiero późnym wieczorem pakowanie no i
23 sierpnia ok. 8 rano wyruszyliśmy do Warszawy. Już po godzince jazdy złapał nas policjant.
Nie do wiary…przy ograniczeniu do 60km/godz. mąż jechał 72 Mandat – stówka!
Nieźle się zaczyna…
Przelot do Bangkoku przez Dubaj. Odprawiłam się wcześniej
online – i całe szczęście! Kolejka do odprawy była ogromna! A my, spokojniutko
do innego stanowiska, bez żadnych kolejek. Pani powiedziała, że bagaże od razu
zostaną nadane do Koh Samui. Super! Samolot jakoś mnie nie powalił na kolana,
ale nie można się przyczepić do niczego. Pięknie wyglądające stewardesy, na
początku i na końcu lotu podawały pensetą gorące ręczniki
Monitory w zagłówkach...czas nam
jakoś w miarę zleciał. 5 i pół godziny lotu, w Dubaju mieliśmy ponad 5 godz.
przerwy. Lotnisko oznaczone super! Wiem, że można było odebrać vouchery na
jedzonko, ale po jedzeniu w samolocie nikt nie czuł głodu. Usiedliśmy przy
barze Nestle i powiem Wam, że nigdy wcześniej nie piłam takiej dobrej Latte!
/ja zwykłej kawy nie piję, tylko latte/
Młodzież oczywiście zajęta tym co
zawsze...
no, a my też zajęci, ale innymi
sprawami ;)
W końcu mieliśmy lecieć ogromnym
airbusem - naprawdę robił wrażenie! Niestety - nikt nie chciał nas przenieść do
biznes klasy ;) Widziałam te schodki prowadzące na pięterko...tylko
widziałam...Trafiła nam się w samolocie obsługująca Polka :) dostaliśmy karty
do gry i firmowe długopisy. Niby takie nic, a cieszy. Lot trwał 6 i pół godz. -
dla mnie koszmar! Nie potrafię spać w samolocie i każda, ale to każda podróż
dłuższa niż 4 - 5 godzin mnie męczy. Nawet takim wypasionym samolotem. Dzieci
też już miały dosyć
Zapomniałam dodać ważną wiadomość
dla palaczy! W Dubaju i w Bangkoku są pomieszczenia dla palących! W Dubaju jeden był mega śmierdzący,
natomiast drugi jaki znalazłam /Winston/ był duży, czyściutki, nic nie
śmierdziało i były nawet leżanki. W Bangkoku były raczej te śmierdzące - no,
ale jak ktoś musi....
Dolecieliśmy do Bangkoku - tam
mieliśmy 1,5 godz. na przesiadkę. Przy wyjściu z samolotu, już na terminalu
dostaliśmy naklejki i trochę z duszą na ramieniu gnaliśmy do naszego gate, ale
naprawdę super wszystko oznaczone, raczej nie można się zgubić. Szybki lot na
Koh Samui. Ledwo wzbiliśmy się w powietrze - od razu posiłek i to taki
porządny. Ledwo człowiek zjadł - lądowanie. Super! Tak lubię!
Będą bagaże czy nie...BYŁY! :)
Lotnisko w Koh Samui piękne! Pierwszy raz takie widziałam - okwiecone, czerwone
rybki w akwarium w toaletach, śliczne wagoniki zamiast autobusów odbierających
gości z samolotu, baaardzo mi się podobało.
Wkleję jeszcze zdjęcia z
lotniska, ale zrobione przy wylocie.
Słynne akwaria w
kibelkach...męska toaleta
dla pań...ładniejsze rybki :)
a to palarnia na lotnisku pod
chmurką
Wysiadając z samolotu na Koh
Samui byliśmy już potężnie zmęczeni i jak pomyślałam o tym, że mam jeszcze
dojechać do portu, popłynąć na Phangan to mi się słabo robiło. Za stara już
jestem na takie męczarnie... Odebraliśmy bagaże i wychodząc z lotniska
zauważyliśmy pana z napisem na kartce Artur S. To chyba my ;)
Pan zaprowadził nas do busika i
jedziemy do portu Nathon Pier. Było już po godz. 15 no i oczywiście korki. Nie pamiętam jak długo jechaliśmy, ale
chyba ok. 45 min. Na przystani, w okienku pokazałam wydrukowany bilet, pani
znowu dala nam naklejki na ubranie oraz na bagaże. Chwilkę czekaliśmy i kolejny busik przewiózł nas kawałeczek do
promu /mogliśmy sami iść/
na promie już nie daliśmy rady...
Kilka uwag dla osób
planujących podróż promem. Jest pokład "zamykany" z klimatyzacją. My
nie spieszyliśmy się, spokojnie...no i już wszystkie miejsca z klimą były
zajęte. Usiedliśmy na pokładzie "otwartym", gdzie duchota i gorąco
dało nam się nieźle we znaki co widać na zdjęciach. Więc kto planuje płynąć w
chłodniejszych warunkach - musi się sprężyć i wejść na pokład szybciej. My tak
zrobiliśmy w drodze powrotnej. Tak wygląda ten pokład klimatyzowany
Z promu pojechaliśmy taxi do
hotelu. Cena u wszystkich jednakowa - 200 BHT od osoby. Bagaże oczywiście jechały
na dachu. No i w końcu jest! Nasz High Life Bungalow! :) Mąż tak na szybko
poskładał filmik z naszego pobytu na Koh Phangan. Jeśli ktoś ma ochotę to
zapraszam
Kilka słów o samym hotelu.
Bardzo, ale to bardzo mi się podobał! Nie było tam żadnych luksusów, ale ten
hotel miał to coś... Wszyscy byli bardzo mili, uczynni, nie spotkałam się w
czasie pobytu z żadnym afrontem. Zarezerwowaliśmy bungalow z widokiem na morze
i taki dostaliśmy. Młodzież była w trójkę w bungalowie, który też miał /ale
bardziej ograniczony/ widok na morze. Nasz był przedostatni w kierunku morza. W
pokoju duże łóżko, jakieś szafki, lodówka. Łazienka z kotarą, za którą był
prysznic. No i taras - rzecz najważniejsza!
Na tarasie dwa foteliki, stolik
no i hamak! Recepcja i restauracja są na powietrzu, bez ścian. W przypadku
ulewy /co nam się niestety przytrafiało/ zsuwane są foliowe rolety. Jeśli
chodzi o różne płatności w hotelu to mają tam system tygodniowych rozliczeń.
Każdy pokój ma zeszyt, w którym zapisywaliśmy wszystkie wydatki, czy w
restauracji, czy za pranie. Nawet zamawiane wycieczki też tam wpisywaliśmy. Nie
trzeba nosić ze sobą pieniędzy. Pod koniec dnia ktoś z personelu sumował
wszystkie wydatki w danym dniu. Za wszystko zapłaciliśmy ostatniego dnia, a
codziennie można było sprawdzić ile się wydało /nigdy nam nikt nic nie
dopisał!/ Uważam, że to fajne rozwiązanie. Widok na domki
wejście do naszego domku
Widok na domek dzieci
Przecudny widok z tarasu
To są te zeszyty opłat, o
których pisałam
Obok są ceny. Hotel nie
oferuje w cenie noclegów śniadań. Próbowaliśmy w innych knajpkach, ale na
miejscu baaardzo nam smakowało i było niewiele drożej
Hotelowa restauracja
Droga z restauracji do domków
Świetnie się siedziało
/albo leżało/ wieczorami na poduchach J Fajny klimacik
tam był
Czasem graliśmy w karty
W hotelu jest basen - nie jest ogromny, ale wystarczający i świetnie
położony J Woda "zupka"
czyli taka jak lubię ;)
Przy basenie jest kilka
leżaków - nigdy nie mieliśmy problemów z wolnymi. Ręczniki z mikrofibry spisały
się znakomicie
W hotelu częstym gościem
była papuga - a może pan papug J Zaraz na początku ukradła synowi
zapalniczkę, potem trzeba było pilnować wszystkich rzeczy kiedy pojawiała się w
pobliżu
Teraz idziemy na plażę -
będą lazurki J Na
plażę schodzi się po schodach - dużo tych schodów L
zejść się da, ale wejście to wyzwanie!
A na plaży...piaseczek
mięciutki, czysto, w oddali słychać cichą muzykę, woda cieplutka - jest BOSKO!
Tuż przy wejściu do naszego hotelu
Oprócz papugi w hotelu
był jeszcze jeden pupilek :)
Pisałam już wcześniej, że
wieczory raczej spędzaliśmy w hotelowej knajpce. Bardzo klimatycznie tam było,
do tego przecudne widoki
czasem jednak
wyruszaliśmy wieczorem na plażę
Za każdym razem kiedy
szłam na spacer po plaży to im dalej szłam - tym było brudniej. Chciałam
zobaczyć Long Bay i....nie podobało mi się L Nie wchodziłam do
środka, nie zaglądałam na teren hotelu, ale opisuję swoje wrażenia z plaży. Być
może to kwestia dnia, może akurat tak trafiłam, ale mniej więcej do połowy
długości plaża była ładna, wysprzątana. Druga połowa nie podobała mi się, przy
brzegu było pełno glonów, a przy samym końcu /tam gdzie jest ten wyższy hotel
Haad Yao Bayview Resort po prostu śmierdziało rybami! Cieszyłam się wtedy, że
nie mieszkam w tamtej części plaży.
To jest ta część plaży,
która mi się nie podobała
a to połowa plaży w
kierunku High Life Bungalow
a to gdzieś pośrodku
widoczek z restauracji
też może zauroczyć :)
można też posiedzieć lub
poleżeć na tarasie
i napawać się pięknymi
widokami :)
Któregoś dnia na niebie
było więcej chmur niż zwykle /bo zawsze były/. W pewnym momencie zaczęło bardzo
wiać, byliśmy wtedy na basenie. Panowie z obsługi zaczęli biegać, chować
parasole...widać było, że się spieszyli. Obejrzałam się i....
nawet papuga wyglądała na
zaniepokojoną
uciekliśmy do domku,
wyglądało to naprawdę groźnie
no i się zaczęło...
wydawało nam się, że
deszcz powoli ustępuje - przebiegliśmy do restauracji...nic mylnego! Lało
jeszcze chyba ok. 40 min.
Deszcz ustal i ukazał nam
taki zachód słońca, że....już takiego drugiego tam nie widziałam
No dobra - dosyć byczenia
się na plaży. Po kilku dniach błogiego nic nie robienia zaczęło mnie nosić.
Bardzo chciałam popłynąć na Koh Nang Yuan, ale nikt z moich nie chciał
Pomyślałam, że na razie
odpuszczę, najwyżej popłynę z Samui. Chcieliśmy wypożyczyć skuterki. Ciućmy
jesteśmy i już! L nie potrafiliśmy na tym czymś jeździć! Prosto
to jeszcze jakoś szło, ale zakręcić się nie dało no i zrezygnowaliśmy. W
recepcji hotelu były powykładane ulotki z różnymi ofertami wycieczek,
zdecydowaliśmy się na ofertę Safari boat trip. Jednodniowa wycieczka po wyspie
za 1200 BAHT. Syn się wyłamał /chciał pobyć troszkę sam/ Córki wybrały opcję z
jazdą na słoniach i zjazd na ziplinie i ich opcja kosztowała 1800 BAHT. W
programie mieliśmy mieć transfer z hotelu, jakieś śniadanie, wodospad, trening
boksu tajskiego, świątynia chińska, snorkeling na Koh Maa, obiad, te słonie,
park linowy, saunę ziołową.
Chyba ok. 9 rano
przyjechał po nas samochód i pojechaliśmy do "centrum" Phangan obok
przystani Tong Sala, do biura
wystawili dla nas kawę,
herbatę, jakieś soki i ciasteczka /to było "śniadanie" J Tam
poczekaliśmy na innych uczestników i w drogę! Mieliśmy bardzo wesołych
opiekunów
Najpierw zawieźli nas na
trening bokserski
następna w planie była
świątynia chińska
Kolejnym punktem programu było snurkowanie
Plaża…hmm…spokojnie,
czysto i ładnie J Fakt, że piasek nie taki miałki jak na
Haad Yao. Wzdłuż plaży były fajne domki
Dostaliśmy maski i rurki
- płetw nie było. Pod wodą rybki były, rafa....taka sobie
Zauważyliście jak mało tam ludzi? Mieliśmy tam chyba 40 min. czasu. Po ochłodzeniu się w
wodzie pojechaliśmy obejrzeć wodospad
jakoś inaczej sobie ten wodospad wyobrażałam, Ania chyba też
- to raczej była namiastka wodospadu
Jedziemy dalej, wszyscy już zgłodnieli więc obiad /niezły/ J Pojechaliśmy do
Adventure Parku. Po obiadku dziewczyny poszły połazić po drzewach, a my
postrzelaliśmy z łuku
najpierw trzeba było pozakładać te wszystkie uprzęże, kaski
itp...
i krótkie przeszkolenie
i wio w górę :)
Przeszkody były różne i coraz wyżej
przejazd na linie w tym filmiku na początku relacji jest w
zwolnionym tempie bo dosyć szybko się zjeżdżało
pojawił się szczeniaczek...śliczny, kochany - a potem
zauważyliśmy, że wcina kupy słonia ;)
Potem dziewczyny jeździły na słoniach
No i ostatni punkt wycieczki - ziołowa sauna. Ja z sauny nie
korzystałam bo nie mogę, ale miejsce
niesamowicie klimatyczne. Kiedy właściciel zobaczył, ze zaglądam w różne
zakamarki - zaprosił nas na "pokoje", on podobno tam mieszka
Prosto z sauny wskakiwało się do takiego fajnego basenu
no i na tym wycieczka zakończyła się - dali nam jeszcze
chwilkę na zakupy
Dosyć długo Was przetrzymałam na Koh Phangan J Pożegnamy się już z tą
wyspą i wyruszymy na Koh Samui. Jeśli miałabym podsumować - wyspa bardzo mi się
podobała, do hotelu High Life wróciłabym choćby jutro, ale maksymalnie na
tydzień. Na koniec jeszcze kilka pstryków z Phangan
Spakowani czekamy na busik, który zamówiliśmy w hotelu razem
z biletami na Samui i transferem do hotelu Chaweng Resort
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz