4/05/2024

Socotra - marzec 2024 - Czas na wydmy Aomak!

 Mogłabym w nieskończoność wklejać zdjęcia smoczych czy butelkowych drzew, ale Sokotra ma do zaoferowania o wiele więcej! W tym poście opiszę moje wrażenia z wydm przy plaży Aomak Zejdziemy też wykąpać się w naturalnym basenie, zjemy obiad w oazie i zgubimy się w górach :) 


    Wspomniałam w poprzednim poście, że z Firhmin kierowaliśmy się na południe, w stronę Aomak Beach. Po drodze zatrzymaliśmy się na obiad w uroczym miejscu. W tym surowym, kamienistym krajobrazie co jakiś czas pojawiają się oazy pełne palm, często z miejscem do kąpieli. 


 Mogliśmy tutaj ochłodzić się chwilę, odpocząć no i oczywiście zjeść coś pysznego /jak zwykle:) /.


Dotarliśmy do wydm położonych niedaleko Aomak Beach. Samochody podjechały na niby parking tuż przy samych wydmach. Ludzi było tam sporo, ale wydmy są położone na tak dużym obszarze, że ludzie rozeszli się każdy w swoim kierunku. Jedna, wielka piaskownica :) Buty można było zostawić przy samochodzie i można już biegać po piasku.










Fajnie tam było :))
Nocowaliśmy na Aomak Beach, niedaleko od tych wydm.



I kolejny, piękny widok po przebudzeniu :)


    Nasz opiekun zrobił nam tam niespodziankę. Wiadomo, że na wyspie, poza większymi dwoma miasteczkami nie ma prądu. Wszyscy martwili się o swoje aparaty czy drony, a raczej o akumulatory.  Oczywiście zaopatrzyliśmy się w dodatkowe baterie, wzięliśmy powerbanki solarne /jedne sprawowały się dobrze, inne odmówiły posłuszeństwa/. Zdjęć robiliśmy dużo no i... Abdul zaproponował, że wieczorem zabierze nasze akumulatory do ładowania w domu przyjaciela :)) SUPER!!! Wszystkie baterie mieliśmy na rano naładowane. Potem ładowaliśmy już sprzęt bezpośrednio z akumulatora, nie było z tym problemu. 

    Kolejnego dnia czekała nas znowu wyprawa w góry. Jedziemy wykąpać się w naturalnym basenie  - przepiękny Kanion Derhur, którego w końcu nie zobaczyłam... :( ale po kolei...

    Nasz samochód wyjechał jako pierwszy z obozowiska, przejechaliśmy spory kawałek i zatrzymaliśmy się na rozdrożu dróg. Zaczekamy na pozostałych. Czekamy i czekamy.... nasz kierowca nie miał zasięgu w telefonie /bo miejscowi też mieli ten problem/, powiedział, że jeden samochód się zepsuł i musimy jeszcze trochę zaczekać. No to czekamy dalej. Nudno zrobiło się w samochodzie... przy drodze stał niewielki budynek, w cieniu którego odpoczywały kozy - możemy się z nimi zamienić :) 


 

    Nasz kierowca nie chciał do nas dołączyć, za to za chwilę szedł z "dywanem" żeby nam bardziej miękko było ;)) Podziękowałyśmy... no bez przesady :)


    W końcu kierowca nas zawołał, jedziemy! Nie mogliśmy się wtedy z nim dogadać, jechaliśmy szybko, tak jakby próbował dogonić resztę. Pojechaliśmy na skróty... Jeździłam już różnymi drogami, serpentynami, ale czegoś takiego jeszcze nie widziałam! Droga była usiana kamieniami, bardzo stroma, zakręty 90stopni... KOSZMAR! Panowała kompletna cisza, mi się zrobiło niedobrze. 


    Nie mam zdjęć z tego podjazdu. W końcu wyjechaliśmy na górę i już po płaskowyżu, spokojnie wypatrywaliśmy pozostałych samochodów. Kierowca zaczął nas przepraszać, zgubił się! :) No jak można się zgubić na tak małej wyspie?! Ano można - płaskowyż poprzecinany jest wieloma dróżkami, wszystkie są do siebie podobne. Jechaliśmy kawałek, potem zawracaliśmy. Mijaliśmy mikro wioski, nasz kierowca zatrzymał samochód i poszedł zapytać się o drogę. Trwał Ramadan i większość mieszkańców spała :)




    W końcu jeden mężczyzna ulitował się nad nami, uczepił się na zewnątrz samochodu i jechał tak z nami ok. 3 km. aż dojechaliśmy do kolejnego rozdroża - pokazał którędy mamy jechać. Zapytałam jak teraz wróci do wioski - no jak to jak...na nogach /był boso/. Uśmiechał się przy tym serdecznie :)) 





    I tak właśnie jechaliśmy. Krajobraz wokół był surowy, pełno kamieni no i kóz :)
Dogoniliśmy w końcu grupę, właśnie zachwycali się kameleonem.


    Dojechaliśmy do miejsca, w którym stromą drogą schodzi się do Kanionu Derhur. Opiekun kazał założyć mocniejsze buty, hmm....
Podczas rejsu na plażę Shoab strasznie poparzyłam sobie stopy, problemem było chodzenie nawet w klapkach. Założyłam pełne buty i... nie dam rady! W dodatku było chyba 34C, a czekało nas ostre zejście w dół, potem wracanie - zrezygnowałam. 
Tak wyglądały moje stopy.


A tak prezentuje się Kanion Derhur - wkleję zdjęcie znalezione w internecie.


    Mam ogromne uczucie niedosytu! Zostałam na górze z koleżankami, które również zrezygnowały z tej atrakcji. Oczywiście rozłożyli nam "dywan", dostałyśmy owoce i w towarzystwie kóz czekałyśmy na resztę wycieczki.


Wracając z gór kierowaliśmy się już w stronę Wydm Arher, przy których nocowaliśmy, ale tą atrakcję pokażę już w ostatnim poście.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2017 Wojaże Słowików