2/28/2016

Tanzania i Kenia - 2016 - Lake Manyara

 

   W końcu nadszedł ten dzień! :) Rok tęsknoty, rok planowania…

   Tym razem czujemy się pewniej, wiemy czego się spodziewać, czego chcemy, a chcemy już tam być! Niestety, najpierw czeka nas 10 godzin lotu, ale nawet tak długi lot, (którego nie znoszę) rozbudza w nas wspomnienia i olbrzymie pokłady radości oraz podniecenia związane z nadchodzącą przygodą. Mombasa...byłam tam przecież rok temu, lotnisko bez klimatyzacji, upierdliwe kontrole, hotel, pokój...znam to już ;) I jest dobrze…nawet duchota mi tak nie doskwiera jak poprzednio.
    Tą piosenkę nuciłam przez cały rok ;) Będzie nam weselej :)))))


   Na początek krótka zapowiedź :)


   Nasza grupa liczy 8 osób - super! Dwa samochody po 4 osoby...zapowiada się rewelacyjnie! Mamy trzy godziny snu, pobudka zaplanowana na 3 rano.


    Główną walizkę zostawiliśmy w przechowalni hotelu, na safari zabraliśmy tylko miękką torbę.
Poznaliśmy też naszego kierowcę – Wilsona i staraliśmy się zapamiętać podstawowe zwroty w języku Suahili: naprzód – twende, stop – simama, zatrzymaj się proszę – siurana tafadhali, dziękuję – asante i czywiście jambo – cześć, witaj i hakuna matata – nic się nie stało :)
O 4 rano wyruszamy w stronę Tanzanii :)


    Droga dłużyła nam się troszkę, mieliśmy tylko jedną przerwę na siusiu i na śniadanko, które każdy otrzymał w postaci lunch boxu. Postój oczywiście na stacji benzynowej



   Wstawię kilka widoczków "po drodze" - częściowo zdjęcia robione były telefonem.



   I pojawił się bawół - stał sobie taki samotny, zapomniany...



    I nagle na chwilkę pokazało się nam Kilimanjaro, ale z drugiej strony - nie był to typowy obrazek jaki znamy z pocztówek. Nie wiedziałam wcześniej, że Kilimanjaro to właściwie trzy szczyty: Uhuru, Mawenzi i Shira.


    Do roku 1977 masyw Kilimanjaro był często odwiedzany przez turystów, głównie z Europy Zachodniej. Zarabiała na nich jednak tylko Kenia. Tanzania, w granicach której leży Kilimanjaro, nie otrzymywała z tego żadnych profitów. 4 lutego tego samego roku władze Tanzanii zamknęły granice. Zarekwirowano blisko 200 jeepów i 27 samolotów. W niedługim czasie Tanzania stworzyła własny sektor turystyczny, wybudowała wiele hoteli i pensjonatów. Każdy, kto chciał zobaczyć Kilimanjaro, musiał przyjechać do Tanzanii. Dochody były jednak niewielkie, czego skutkiem było ponowne otwarcie granic w 1983.

    Najwyższy szczyt góry pokrywa lodowiec. Według szacunków jego powierzchnia w ciągu ostatnich 100 lat zmniejszyła się o 80%. Obecnie wynosi już tylko niecałe 4 km². Prawdopodobnie między 2022 r. a 2033 r. słynne hemingwayowskie „śniegi Kilimanjaro” znikną zupełnie.


    Dojechaliśmy do granicy w Tavecie. Pan w mundurze ruszał się jak na Kenijczyka przystało...pole pole :) jest czas na wszystko, nie musimy się nigdzie spieszyć.


    W końcu przekraczamy granicę – jestem w Tanzanii!!! :) Gdzie zobaczyć Afrykę w Afryce jak nie tu? :))))) 
    Specjalistką od Afryki nie jestem, do tej pory jakoś bardziej klimaty „lazurkowe”, azjatyckie mnie zawsze przyciągały. Ale wyszło tak, że Afryka w zeszłym roku spadła na nas dość niespodziewanie
i pozostawiła w nas intensywne uczucie niedosytu. Naoglądałam się filmów przyrodniczych, zachwycałam się, podziwiałam….ale jestem tu! Jestem już w Tanzanii!!! Kupiłam swoje marzenia.
To nie jest już film przyrodniczy, jestem tu naprawdę i teraz – na podstawie własnych wspomnień, własnych emocji mogę stworzyć swój własny scenariusz do filmu przyrodniczego. Czy będzie inny od zeszłorocznego, tego kenijskiego? Na pewno :) Ale czy będzie lepszy? Hmm… pisałam wcześniej
o uczuciu niedosytu – niestety, to uczucie dzisiaj również mi towarzyszy. Zapraszam więc do „mojej” Tanzanii :)

    Tuż za granicą leży malutka miejscowość Himo, a dalej troszkę większa Moshi. To z tych miejsc turyści wybierający się na Kilimanjaro są dowożeni autobusami pod samą górę. My jednak darujemy sobie tą atrakcję ;) i jedziemy dalej. Droga męczy nieziemsko, dłuży się, ale krajobrazy za oknem wciągają i tak. Ważna uwaga: nie jedź tam jeśli nie lubisz siedzieć w samochodzie, chyba że masz więcej kasy - wtedy lataj :)

W końcu docieramy do Arushy, afrykańskiego miasta grzechu :) Pytałam skąd się wzięło takie określenie tego miasta, ale nikt nie potrafił mi na to pytanie odpowiedzieć. To tu przybywają turyści
z całego świata aby rozpocząć swoje safari w Tanzanii. W mojej głowie stworzył się obraz Arushy jako małego miasteczka - błąd! To jedno z największych miast w Tanzanii. Zatrzymujemy się na obiad w jednym z najstarszych hoteli w mieście.



    Mogę ocenić hotel tylko na podstawie zjedzonego obiadu i położenia :) Oczywiście oceny są na plus - położenie w centrum miasta, hotel stary, ale naprawdę wyczuwa się klimat miejsca odwiedzanego przez turystów z całego świata, wystrój kolonialny...lubię to! :))))



    Czas na pierwsze tanzańskie piwko :)


    Po smacznym obiadku pakujemy się do naszych samochodów i jedziemy do Lake Manyara.



    Pierwsze co się rzuca w oczy po przekroczeniu granicy to kolor ziemi, jakże różny od czerwonego odcienia w Kenii oraz drogi. Od samego początku droga jest świetnej jakości, tylko w miejscowościach przygranicznych asfalt gdzieś zniknął ;) Tanzania jest schludniejsza od Kenii, bardziej czysta, cywilizowana choć biedniejsza. Nigdy tego nie zrozumiem...kraj w przeważającej części zielony, z bardzo żyznymi glebami, a ludzie głodują. No cóż...jest wiele sytuacji, spraw, których nigdy nie zrozumiem.
Przejeżdżamy obok lotniska, na którym lądują samoloty wypełnione turystami chcącymi udać się przede wszystkim na safari.




Zaczyna się coraz bardziej chmurzyć, z niepokojem obserwujemy to co się dzieje gdzieś tam....;)








    W końcu dojeżdżamy - Lake Manyara!



    Park jeziora Manyara leży w Wielkim Rowie Afrykańskim w Tanzanii, tuż poniżej rozpadliny skarpy po zachodniej stronie doliny. Jest bardziej zalesiony niż większość innych parków rowu we Wschodniej Afryce, dzięki dostatecznie dużej ilości wody z potoków płynących w dół skarpy. Nazwa jeziora, Manyara, pochodzi od masajskiego określenia Euphorbia tirucalli, krzaka którego tu pełno i używanego przez Masajów do robienia ogrodzeń. Północna część parku ma także wysoki poziom wód gruntowych co sprawia, że las jest tu gęsty i wysoki prawie jak las deszczowy. Mieszka tu wiele pawianów, koczkodanów czarnosiwych, słoni i ptaków takich jak dzioborożec srebrnolicy i wojownik wspaniały, polujący na małpy wśród drzew. Od czasu do czasu widuje się tu lamparty, ale są trudne do wypatrzenia w gęstej roślinności. Jezioro to także doskonałe miejsce aby zobaczyć jeden z gatunków buszboka oraz parę gatunków drzew godnych uwagi, między innymi drzewa dzikiego mango i majestatyczne drzewa figowe. Bardziej na południe znajdziemy mnóstwo akacji, a wśród nich słonie, bawoły, żyrafy, lwy, impale, zebry i antylopy gnu. Jezioro jest sodowe, to znaczy ma wysoką zawartość wodorowęglanu sodu i węglanu sodu. Dlatego woda nie jest zdatna do picia, ale algi
i skorupiaki żyjące w takiej wodzie są pożywieniem flamingów, które występują tu bardzo licznie. Słodkowodne dopływy jeziora są ulubionymi miejscami wielu ptaków, między innymi pelikanów, bocianów, kormoranów i czapli. A w północnej części parku, tam gdzie do jeziora wpływa rzeka Mto wa Mbu zobaczymy hipopotamy.

     Lwy z jeziora Manyara są znane ze zwyczaju wspinania się i odpoczywania na drzewach, jakby były lampartami. Ulubionymi miejscami lwów są tu również suche łożyska rzek i krzaki w pobliżu trawiastych terenów. Z ptaków zobaczymy tu między innymi marabuta afrykańskiego, warzęchę czerwonolicą, harpię gujańską, orlika długoczubego, bielika afrykańskiego i wiele, wiele innych.

     Miejsce to naprawdę wyróżnia się niezwykle bujną zielenią. No ale jedno kłóci się z drugim...bujna zieleń...hmm - pięknie, ale jak w takim razie dostrzec zwierzęta? ;) Mamy jednak nadzieję... ;) Pora popryskać się muggą.






    Tuż po przejechaniu bramy Parku przez drogę przebiegł nam lampart. Nawet nie zdążyliśmy zareagować, schował się w trawach i wypatrywanie go nie przyniosło żadnego skutku. Pojawiły się za to pawiany.










   Tymczasem niebo się już całkowicie zachmurzyło i porządnie się rozpadało.





   Tak się rozpadało, że musieliśmy zamknąć dach. Udało się jednak robić zdjęcia przez okna
w samochodzie :)




    To chyba ibis białowąsy


    Chyba gęsiówka egipska



    Czajka pospolita


    Czapla siwa


    
Błyszczak rudobrzuchy


    Ciągle towarzyszą nam ptaki. Jeden z nich wygląda jak bocian czarny, ale nie posiada czerwonego dzioba, tylko szary z czerwonym wgłębieniem na łączeniu z czaszką. Nogi też ma ciekawe – szare, 
z różowymi kolanami i palcami. Do tego eleganckie, długie czarne lotki, ogon od góry czarny, a od spodu biały, czarna szyja i podgardle w postaci puchatego żabotu. Od tej czerni mocno odbija nieskazitelna biel brzucha. Jest to bocian białobrzuchy (Abdim`s stark), występujący tylko w Afryce krewniak naszych boćków, żywiący się głównie szarańczą i owadami. Ptak ten szczególnie szanowany jest przez rdzennych mieszkańców Afryki, którzy uważają, że przynosi on szczęście :)


    Pelikany





    Czapla czarnonoga



   Przepraszam - nie będę podawać nazw wszystkich zwierząt. Próbowałam zapamiętać, robiłam notatki....i tak wszystko mi się pomieszało! Musicie starszej pani wybaczyć ;)

   Dojechaliśmy do rozlewiska z hipciami. Deszcz się uspokoił i można było nawet wyjść z samochodów. Na całej tafli wody roiło się od takich małych ptaszków - to chyba piaskowce





Pora rozprostować nogi





    Obserwujemy walczące czy droczące się hipcie :) Siedzą sobie w tej "sadzawce", upakowane jeden przy drugim. Całość robi olbrzymie wrażenie, zwłaszcza gdy człowiek sobie przypomni, że ten słodki hipcio to jedno z najgroźniejszych zwierząt, a tu mamy całe ich stado na wyciągnięcie ręki.










    Można tam stać i gapić się bez końca :) Pora jednak ruszać dalej, ostatnie fotki "na stojąco" i jedziemy ;)















    Brzydal marabut ;)



    Z jednej strony deszcz, wielkie rozlewiska...z drugiej wyschnięte koryto rzeki ;)


    Pojawiły się słonie i zebry :)













    Zauważyliście, że znowu słoneczko wyszło? :)))))


    Dzioborożec srebrnolicy


Wyjeżdżając z Parku zatrzymaliśmy się jeszcze w miejscu, z którego był piękny widok na Lake Manyara.




   Na dzisiaj nasze wojaże dobiegły końca, dotarliśmy do Lake Manyara Wildlife Lodge.
Hotel przepięknie położony, jak zobaczyłam widok z okna to aż mnie zatkało :)


















    Rano zaplanowano pobudkę na 5 ;) Będzie okazja do zrobienia zdjęć jak słonko wstaje :))))

















Wyjeżdżamy już z Lake Manyara, kierujemy się w stronę Ngorongoro.



15 komentarzy:

  1. warto było nucic piosenke cały rok Asiu ;-)))
    z niecierpliwością czekam na cdn..................

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudnie, Dżoana. Hipcie !! Słoniki !!! A będą żyrafki ??

    OdpowiedzUsuń
  3. Asiu-normalnie magia !!! czekam na dalszy ciąg tej cudownej wyprawy)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Asia- Cuudnie :) Czekam niecierpliwie na cd. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Asiu,coś wspaniałego!!!! Super że opisujesz i pokazujesz nam swoją następną podróż do Afryki ;)
    Chętnie będę śledzić cdn ;)

    Lenusia-Punta Cana ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Asiu, super, że mogę się wybrać z tobą w tę wirtualna i fotograficzna podróż. Czekam na ciąg dalszy! Aby Twoja wena wróciła jak najszybciej ! Afryka dzika ! Dla mnie to wciąż nie odkryty ląd.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję Wam bardzo :) Powolutku będę pisać dalej

    OdpowiedzUsuń
  8. Kierunku nie ma na mojej liście ale jest przyjemnie poczytać i pooglądać zwierzyniec. Piękne ujęcia
    Pozdrawiam
    Holi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Basiu :) Masz rację z tym zwierzyńcem, Afryka to największe naturalne zoo na świecie :))) I oby takie zostało jak najdłużej!

      Usuń
  9. Asiu piękna ta Twoja Afryka :) Super, że piszesz :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2017 Wojaże Słowików