Jedziemy do Lake Nakuru - zobaczę różowy kożuch na jeziorze!
Dzisiaj pojedziemy do Parku Lake Nakuru, wstawiam
zapowiedź :)
Organizatorzy zafundowali nam znowu pobudkę o 4 rano, wyjazd o 5.00. Jazda miała trwać ok. 7 godzin, ale wszystko miało być uzależnione od korków w Nairobi, przez które musieliśmy przejechać. Po drodze mieliśmy 3 postoje, pierwszy na stacji benzynowej. Poszliśmy kupić sobie coś do picia - 0,5 l Cola kosztuje 70 szylingów /w hotelu 150/ W każdym busiku była darmowa woda w butelkach, ale ileż można pić wody?
Po drodze robiliśmy zdjęcia codziennego życia Kenijczyków. Wjechaliśmy do Nairobi. Kierowca, żeby ominąć korki pojechał skrótem. Ależ była droga! Jazda jak po placu budowy, tumany kurzu! Pozamykaliśmy wszystkie okna, ale i tak kurz drażnił nasze gardła. Na obrzeżach jest dzielnica slamsów Kibera. Na ok. 3 mln. mieszkańców - ok. 1 mln. żyje w slamsach, gdzie warunki sanitarne są masakryczne
W dodatku chyba co 3 - 4 mieszkaniec slamsów ma HIV. Byłam bardzo szczęśliwa, że udało nam się to Nairobi przejechać - dalsza podróż prowadziła bardzo malowniczą trasą wzdłuż Wielkiego Rowu Afrykańskiego. Zatrzymaliśmy się w Punkcie Widokowym na Wielką Dolinę Ryftową. Trochę się przygotowałam i wyczytałam, że przed milionem lat istniał jeden wielki ląd - zaczął się on rozpadać, a powstałe wówczas płyty tektoniczne zaczęły się od siebie odsuwać tworząc kontynenty. Oddalają się one od siebie w dalszym ciągu. Wschodni koniec Afryki wraz z Azją przemieszcza się na wschód, a reszta Afryki wolno na zachód. W wyniku tego tworzą się rozpadliny, ogromne pęknięcia z wysokimi klifami po obu stronach. Wielka Dolina Ryftowa zaczyna się już w Turcji, biegnie przez Jordanię, wzdłuż Morza Martwego i Czerwonego do Etiopii, dalej przez Kenię i Tanzanię do Mazambiku. Wzdłuż ryftu położonych jest kilka wulkanów min. nasze Kilimanjaro
To tyle z wykładu - wiem, że nikt wykładów nie lubi więc jedziemy dalej
Oczywiście jak to na postoju bywa - można kupić pamiątki
Za pamiątki można płacić w szylingach, dolarach, euro. Ceny oczywiście z kosmosu, trzeba się ostro targować, ale i tak wychodzi drogo - nic tam nie kupiłam. Sprzedawcy nie byli za bardzo przyjaźni.
Jadąc dalej widać jak zmienia się krajobraz. Pojawia się coraz więcej plantacji kwiatów - głównie róż i goździków. W dalszym ciągu można też obserwować stada owiec i bydła
Po drodze minęliśmy Jezioro Naivasha
I wreszcie dojechaliśmy do miejscowości Elementaita gdzie nad jeziorem o tej samej nazwie mamy nocować - Hotel/Lodge Sentrim Elementaita. Niby to Lodge, a dla mnie bardziej hotel. Niby luksusowy, nie ma wyłączania prądu, nie brakuje wody w kranie, jest czyściutko...ale czegoś mi tu brakuje. Nie ma tego "czegoś", brak mu klimatu, za daleko od Parku /chyba pół godziny jechaliśmy/ nie słychać zwierzyny… Bardziej odpowiadał mi w Amboseli
Idziemy do pokoju - nam przydzielono pokój na pięterku
Wreszcie można było skorzystać z wifi :)
Mieliśmy przerwę na obiad i odświeżenie się - pora jechać do Parku. Jak już wcześniej wspomniałam - ten hotel nie leży na terenie Parku, trzeba do niego dojechać - trwa to chyba ok. 30 - 40 min. Zbieramy się przy busach
I już jesteśmy w Parku. Park Lake Nakuru jest bardzo ładnym, ale małym Parkiem. Czytałam o nim wcześniej, że Jezioro Nakuru jest wręcz usłane różowymi flamingami. Wyobrażałam sobie jak zrywają się do lotu - musi to być przepiękny widok. Tymczasem...
Do Parku zjeżdża się z górki
Pojawiają się pierwsze zwierzęta
Widziałam tam więcej bawołów niż w Amboseli, jednak nie na nie czekałam...
Mówi się, że bawół patrzy tak jakbyś był mu winien mnóstwo pieniędzy...hehe - coś w tym spojrzeniu jest ;)
Kierujemy się nad jezioro
No i gdzie te flamingi!? Miał być różowy kożuch, a jest różowa k...! Flamingi są, ale jest to namiastka tego czego oczekiwałam
Jedyne pocieszenie, że pozwolili nam wyjść z samochodów
Widać też pelikany
Fajnie było tak sobie pochodzić w niedalekim towarzystwie zwierząt. Flamingi nas olały i pofrunęły sobie nad jakieś inne jezioro - ponoć tak robią i jest to loteria: będą albo i nie Oglądamy inne zwierzęta i delektujemy się chodzeniem między kupami :)
W oddali zauważyliśmy białe nosorożce
Pochodziliśmy tak sobie ok. pół godzinki i chcieliśmy ruszyć dalej. Okazało się, że jeden z busików zakopał się w grząskim gruncie
Po wypchnięciu busika ruszyliśmy w bardziej zacienione obszary i bardzo szybko pokazują się nam żyrafy Rothschilda
Niestety, widoczność była coraz gorsza. Fajnie się robi zdjęcia kiedy słońce jest nisko, ale nie w takim zalesionym miejscu. Pokręciliśmy się jeszcze z godzinkę po Parku - byliśmy tam zdecydowanie za krótko!
Tym zdjęciem jestem zachwycona! Kojarzy mi się z rajem namalowanym farbą na płótnie
I przy zachodzie słońca wróciliśmy do hotelu. Nie widzieliśmy za dużo - czuję niedosyt. Szczególnie Jezioro Nakuru i flamingi baaardzo mnie rozczarowały
W Lake Nakuru spędziliśmy tylko jeden dzień, a właściwie jedno popołudnie. Hotel Sentrim Elementaita tak jak pisałam wcześniej - w miarę luksusowy, ładny, ale bardziej kojarzył mi się ze świetnym miejscem na jakąś konferencję czy spotkanie biznesowe niż na miejsce odpoczynku na safari. To jest oczywiście wyłącznie moje odczucie. Pozwolili nam pospać dłużej tym razem. Wyjechaliśmy po godz. 7.00 Jezioro powoli budzi się ze snu
"Każdy ma swój kawałek świata, który go woła..." a ja pozwolę sobie zacytować słowa José Saramago będące moim życiowym mottem: " Każdy ma taki świat, jaki widzą jego oczy".
OdpowiedzUsuńPiękny jest ten kawałek świata widziany Twoimi oczami i mnie on też do siebie zawołał...
Dziękuję.
Dziękuję Alu :) Mój świat staje się powoli coraz piękniejszy, malutkimi kroczkami przez niego kroczę, ale widać światełko w tunelu :)
Usuń