8/08/2021

Przygotowania do afrykańskiego safari - Tanzania 2021

 Minęło pięć lat od mojego ostatniego pobytu w Afryce. Czy robiłam wszystko żeby tam wrócić? Nie :)))

    Oczywiście, że podczas poprzednich pobytów w serduchu zakiełkowało takie maleńkie ziarenko, które nie pozwalało o tej Afryce zapomnieć, ale świat jest taki ogromny! Kocham Afrykę, ale jest mnóstwo miejsc, które chciałabym jeszcze w tym życiu zobaczyć, a na safari byłam już dwukrotnie! No tak, na safari byłam, ale momentu przejścia setek, tysięcy antylop gnu przez rzekę podczas wielkiej migracji nie widziałam ;)) i jeśli padała propozycja pojechania na safari, odpowiadałam, że tak, ale tylko i wyłącznie w czasie wielkiej migracji. Ja wiem, że migracja antylop gnu trwa właściwie przez cały rok, ale to przejście przez Marę chciałam właśnie zobaczyć. Kenia była zamknięta, obowiązywała godzina policyjna no i przemieszczanie się między Parkami było utrudnione. Pozostawała Tanzania - dużo droższa, bardziej skomplikowana, dłuższe przejazdy...ale słowo się rzekło! Nasze lato to dobra pora aby spektakl migracji zobaczyć więc przyszła pora na kombinowanie / i to lubię najbardziej!/. 

  
 Żeby wziąć udział w safari wystarczy wykupić taką opcję w biurze podróży. Ja jednak tak nie chciałam, marzyłam o tym, żeby samemu decydować jak długo w danym miejscu pozostać, czy jechać za dorodną zebrą czy gonić samochodem wygłodniałą hienę. Nie chciałam też odwiedzać większej ilości Parków - miało być tylko Serengeti! Do NgoroNgoro wjechaliśmy tylko dlatego, że było "po drodze" :))

    Organizacją naszego wyjazdu zajęła się znajoma Ania Naworol. Podaję dane za zgodą Ani - to osoba bardzo, ale to bardzo sumienna i doskonale znająca kenijskie i tanzańskie realia. Plan był ustalany wspólnie, ale nie raz Ania podpowiadała:...to nie tak, to trzeba zrobić inaczej, nie starczy Wam czasu itp.... Miała we wszystkim rację! Plan był właściwie gotowy w ciągu kilku dni i przyszła pora na kupowanie biletów lotniczych - za tanie nie były! Linie Qatar, wylot z Warszawy do Doha, dwie godziny na przesiadkę i dalszy etap na Zanzibar. Podróż minęła bez żadnych komplikacji. Dwa dni przez wylotem musieliśmy zrobić testy PCR i już na lotnisku w Warszawie wypełnić formularze wjazdowe do Tanzanii - trzeba było je wypełnić nie wcześniej niż 24 godz. przed przylotem.

Przerwa w podróży i my już kompletnie wykończeni...

Po części objazdowej zaplanowaliśmy 8 dni wypoczynku na Zanzibarze - Hotel Visitors Inn /opiszę to miejsce w późniejszym poście/. 

    Po przylocie na Zanzibar właściciel hotelu - Archie przyjechał na lotnisko i odebrał od nas twarde walizki. Miały na nas bezpiecznie czekać w hotelu. Na safari zabraliśmy tylko miękkie torby. Archie czekał na nas ze stosowną kartką :))

    Trzy godziny czekania i czeka nas kolejny lot, tym razem do Arushy. Od nowa odprawa, ale jakże inna od tych, które znamy :)) Wypatrzyli butelkę z alkoholem w bagażu głównym, kazali przełożyć do podręcznego! Nie ma sprawy...przełożyłam :)) Wypatrzyli zapalniczkę - musiałam ją oddać. W części lotniska, z której odlatują krajowe samoloty nie ma typowych bramek wyjściowych, siedzi się w poczekalni z jednym wyjściem. Zachciało się nam zapalić - nie ma problemu, mogliśmy wyjść przed lotnisko :) Bagaże zostały oznaczone zrolowaną, zawiązaną kartką  - hehe, egzotyka na maxa! W końcu możemy wyjść do naszego samolotu...taki trochę malutki był.


Z przodu siedział jeden steward, mówił do słuchawki z pourywanymi kablami, przyznam się, że miałam potężnego pietra w trakcie tego godzinnego lotu. Po drodze za to widzieliśmy Kilimanjaro!


Tuż za nim wyłonił się Mount Meru


Na lotnisku w Arushy cały rytuał...zbiorowe mycie rąk i mierzenie temperatury.



    Jeśli chodzi o safari - Ania zaproponowała nam firmę Sunny Adventures - firma spisała się na medal! Nasz kierowca, opiekun, pilot to niesamowity Kishari - przez cały pobyt przede wszystkim dbał o nasze bezpieczeństwo, to naprawdę cudowny, bardzo dobry człowiek :)) 
Kishari odebrał nas z lotniska w Arushy i zawiózł do wcześniej zamówionego hotelu Tulia. Hotel jak najbardziej w porządku, ma basen, ale było nam za zimno na kąpiel :)) Na odpoczynek po podróży nadał się w sam raz, był też blisko lotniska. 


Odpoczynek był jak najbardziej wskazany! Kolejnego dnia wyruszyliśmy już do części centralnej Serengeti /nocleg w Kati Kati Serengeti/ 



Następnego dnia podróżowaliśmy dalej na północ do siostrzanej lodge Mara Kati Kati - tam nocowaliśmy dwie noce.


    Po pełnych emocji trzech dniach wróciliśmy do centralnej Serengeti /nocleg ponownie w Kati Kati/, następny dzień to NgoroNgoro


Po całodniowym objeździe NgoroNgoro pojechaliśmy na nocleg do Hotelu położonym bardzo blisko krateru - Octagon. To miejsce było niezwykle! 


Ostatniego dnia czekały nas odwiedziny w wiosce masajskiej


No i pożegnanie z Kisharim i powrót z Arushy na Zanzibar. 


    Safari, pobyt na Zanzibarze będę opisywać już w osobnych postach :))





2 komentarze:

  1. Joasiu, u mnie taka wyprawa wciąż pozostaje w sferze marzeń i pewnie dlatego lekturę rozpocząłem z przyspieszonym biciem serca. Czekam na kolejne odsłony. Uściski dla Słowików

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :) Jakoś nie mam teraz weny do pisania, ale wiem, że im dłużej będę zwlekać, tym będzie gorzej - pamięć już nie ta :) Naprawdę się postaram.

      Usuń

Copyright © 2017 Wojaże Słowików